Oto historia grupy (tak, grupy)
dzielnych (hę?) i mądrych (ha ha!) zdobywców kosmosu, którzy
przecierają nowe szlaki dla rasy homo sapiens...
OK, „Red Dwarf” to rzeczywiście
historia grupy (grupy, tak!) osobników tułających się po
kosmosie, ale, po pierwsze, załoga składa się z postaci nieco
nietuzinkowych, po drugie, niczego nie badają, lecz próbują
zaspokoić swe społeczne potrzeby, a po trzecie, tak, jest to
poniekąd sf, ale ze „Star Trekiem” ma tylko tyle wspólnego, że
go parodiuje. Chyba. Nie znam się za dobrze na „Star Treku”. Ale
podejrzewam. Bo przecież mamy tutaj gwiazdy i podróże gwiezdne...
hm.
W każdym razie – głównym
bohaterem jest Dave Lister, który przypadkiem zasypia na pokładzie
tytułowego „Red Dwarfa”, statku kosmicznego, w XXI wieku, a budzi
się trzy miliony lat później. Jak się okazuje, nie tylko
reszta załogi już dawno temu kopnęła w kalendarz, ale i cała
ludzkość najpewniej też zakończyła swe bytowanie. Człek o
słabszej psychice dawno by się załamał, ale nie Dave! On
postanawia wrócić na Ziemię, choć w gruncie rzeczy nic ciekawego
nie może tam znaleźć. Żeby jednak nie był zbyt samotny i nie
wchodził w interakcje z samym sobą (takowe zazwyczaj są dziwaczne,
a czasem niesmaczne) autorzy dorzucili mu kilka postaci do
towarzystwa – komputer pokładowy (Holly), hologram kolegi
(Listera, nie komputera), Arnolda Judasa Rimmera i istotę zwaną
Kotem, przedstawiciela rasy powstałej z potomków kotki Dave'a,
Frankensteina (w późniejszych odcinkach dorzucają jeszcze
mechanoida Krytena).
Przyznam bez bicia, że „Red Dwarf” jest jedną z moich ulubionych komedii angielskich i to z trzech powodów: 1) postaci 2) genialne pomysły twórców 3) wyśmianie science fiction. Postaci są naprawdę bardzo sympatyczne, a dodatkowo ich pomysły często są, hm, intrygujące (szczególnie zapadł mi w pamięć sposób, w jaki Lister chciał przekonać przedstawicieli obcej cywilizacji, że na jego statku nie ma ludzi ;) ). Jednakże moim faworytem pozostaje Rimmer – gość rzuca po prostu świetnymi tekstami, a scena, gdy w pierwszym odcinku po raz tysięczny próbował zdać egzamin, chyba na zawsze pozostanie w mej pamięci :) Jeśli chodzi o zakręcone pomysły twórców, to jest z czego wybierać – od planety, na której wszystko dzieje się wspak do zmieniającego kształt potwora, który atakuje Dave'a, podszywając się pod... kiełbasę ;)
A wyśmianie sf? Po pierwsze, przecież
ten film to prawie stuprocentowa parodia „Star Treka”(jak już
pisałem, na „Star Treku” się nie znam, ale podejrzewam, że
odwiedzanie kolejnych, coraz dziwniejszych planet, jest w istocie
startrekowe), a to jeden z najbardziej znanych przykładów sf w
historii. Po drugie- nie da się ukryć, że science fiction to
gatunek, który w dużej mierze opiera się na schematach – obcy,
podróże kosmiczne, podróże w czasie, szaleni naukowcy, którzy
chcą wysadzić cały Wszechświat (z sobą włącznie... upsss...)
etc. etc. „Red Dwarf” nawet nie parodiuje tych wszystkich
fabularnych skostnień i skamielin, on je tylko lekko...
hiperbolizuje (lekka hiperbolizacja, cóż za oksymoron! :P ). Bo tak
naprawdę ponad sto lat istnienia gatunku sprawiło, że od
niektórych schematów już trudno uciec - kolejne
produkowane na poważnie utwory stają się śmieszne dla starego
wyjadacza, który to samo widział już w stu dwudziestu innych
tekstach i uśmiecha się z lekkim zażenowaniem, czytając o kolejnej
inwazji obcych na kraj dolarem i whiskey płynącym. Większość
humoru „Czerwonego karła” opiera się więc na sprytnym używaniu
schematów i ukazaniu miejsc, w których używana od prawie wieku
tkanina zaczyna się przecierać jak zbyt często kąpana gumowa
kaczka (ha!).
„Red Dwarf” wyróżnia się
również na tle innych produkcji Brytyjczyków specyficznym klimatem
– i to nic dziwnego, skoro nie ma (chyba!) drugiego angielskiego
sitcomu osadzonego w kosmosie. Nie dziwi mnie również jego
popularność, dzięki której dwa razy wracał na antenę BBC po,
wydawałoby się, ostatnim sezonie z roku 1999. Pierwszy powrót miał
miejsce w 2009 roku, a drugi... w tym! Ha ha, naprawdę! Tych
odcinków jeszcze nie widziałem, ale już zacieram ręce, by je
ujrzeć! I miejmy nadzieję, że na tym jednym sezonie się nie
skończy i „Red Dwarf” reaktywuje się na dobre!