piątek, 21 kwietnia 2017

Czerwony Karzeł



 
Oto historia grupy (tak, grupy) dzielnych (hę?) i mądrych (ha ha!) zdobywców kosmosu, którzy przecierają nowe szlaki dla rasy homo sapiens...
Zaraz, zaraz, to chyba nie ten serial...


OK, „Red Dwarf” to rzeczywiście historia grupy (grupy, tak!) osobników tułających się po kosmosie, ale, po pierwsze, załoga składa się z postaci nieco nietuzinkowych, po drugie, niczego nie badają, lecz próbują zaspokoić swe społeczne potrzeby, a po trzecie, tak, jest to poniekąd sf, ale ze „Star Trekiem” ma tylko tyle wspólnego, że go parodiuje. Chyba. Nie znam się za dobrze na „Star Treku”. Ale podejrzewam. Bo przecież mamy tutaj gwiazdy i podróże gwiezdne... hm.
W każdym razie – głównym bohaterem jest Dave Lister, który przypadkiem zasypia na pokładzie tytułowego „Red Dwarfa”, statku kosmicznego, w XXI wieku, a budzi się trzy miliony lat później. Jak się okazuje, nie tylko reszta załogi już dawno temu kopnęła w kalendarz, ale i cała ludzkość najpewniej też zakończyła swe bytowanie. Człek o słabszej psychice dawno by się załamał, ale nie Dave! On postanawia wrócić na Ziemię, choć w gruncie rzeczy nic ciekawego nie może tam znaleźć. Żeby jednak nie był zbyt samotny i nie wchodził w interakcje z samym sobą (takowe zazwyczaj są dziwaczne, a czasem niesmaczne) autorzy dorzucili mu kilka postaci do towarzystwa – komputer pokładowy (Holly), hologram kolegi (Listera, nie komputera), Arnolda Judasa Rimmera i istotę zwaną Kotem, przedstawiciela rasy powstałej z potomków kotki Dave'a, Frankensteina (w późniejszych odcinkach dorzucają jeszcze mechanoida Krytena).

Przyznam bez bicia, że „Red Dwarf” jest jedną z moich ulubionych komedii angielskich i to z trzech powodów: 1) postaci 2) genialne pomysły twórców 3) wyśmianie science fiction. Postaci są naprawdę bardzo sympatyczne, a dodatkowo ich pomysły często są, hm, intrygujące (szczególnie zapadł mi w pamięć sposób, w jaki Lister chciał przekonać przedstawicieli obcej cywilizacji, że na jego statku nie ma ludzi ;) ). Jednakże moim faworytem pozostaje Rimmer – gość rzuca po prostu świetnymi tekstami, a scena, gdy w pierwszym odcinku po raz tysięczny próbował zdać egzamin, chyba na zawsze pozostanie w mej pamięci :) Jeśli chodzi o zakręcone pomysły twórców, to jest z czego wybierać – od planety, na której wszystko dzieje się wspak do zmieniającego kształt potwora, który atakuje Dave'a, podszywając się pod... kiełbasę ;)
A wyśmianie sf? Po pierwsze, przecież ten film to prawie stuprocentowa parodia „Star Treka”(jak już pisałem, na „Star Treku” się nie znam, ale podejrzewam, że odwiedzanie kolejnych, coraz dziwniejszych planet, jest w istocie startrekowe), a to jeden z najbardziej znanych przykładów sf w historii. Po drugie- nie da się ukryć, że science fiction to gatunek, który w dużej mierze opiera się na schematach – obcy, podróże kosmiczne, podróże w czasie, szaleni naukowcy, którzy chcą wysadzić cały Wszechświat (z sobą włącznie... upsss...) etc. etc. „Red Dwarf” nawet nie parodiuje tych wszystkich fabularnych skostnień i skamielin, on je tylko lekko... hiperbolizuje (lekka hiperbolizacja, cóż za oksymoron! :P ). Bo tak naprawdę ponad sto lat istnienia gatunku sprawiło, że od niektórych schematów już trudno uciec - kolejne produkowane na poważnie utwory stają się śmieszne dla starego wyjadacza, który to samo widział już w stu dwudziestu innych tekstach i uśmiecha się z lekkim zażenowaniem, czytając o kolejnej inwazji obcych na kraj dolarem i whiskey płynącym. Większość humoru „Czerwonego karła” opiera się więc na sprytnym używaniu schematów i ukazaniu miejsc, w których używana od prawie wieku tkanina zaczyna się przecierać jak zbyt często kąpana gumowa kaczka (ha!).
„Red Dwarf” wyróżnia się również na tle innych produkcji Brytyjczyków specyficznym klimatem – i to nic dziwnego, skoro nie ma (chyba!) drugiego angielskiego sitcomu osadzonego w kosmosie. Nie dziwi mnie również jego popularność, dzięki której dwa razy wracał na antenę BBC po, wydawałoby się, ostatnim sezonie z roku 1999. Pierwszy powrót miał miejsce w 2009 roku, a drugi... w tym! Ha ha, naprawdę! Tych odcinków jeszcze nie widziałem, ale już zacieram ręce, by je ujrzeć! I miejmy nadzieję, że na tym jednym sezonie się nie skończy i „Red Dwarf” reaktywuje się na dobre!

Czarna Żmija




 
Uf, formuła tego serialu jest bardzo dziwna z tego prostego względu, że tak naprawdę są to cztery seriale, powiązane jedynie postacią... chociaż nie, postacią też nie, bo to cztery różne postaci... dobra, powiązane ze sobą osobą Rowana Atkinsona (Jasia Fasolę kojarzysz? ;) ) i opowiada o... hm, dziejach rodu Blackadder. A żeby było śmieszniej, serii jest więcej niż cztery... eeee... dokładnie to chyba z dziesięć, ale tylko cztery to seriale telewizyjne, więc nimi się zajmiemy.
Każda z serii osadzona jest w innym okresie historycznym – pierwsza w mrocznym średniowieczu, druga w wieku XVI, trzecia w XIX, czwarta podczas I Wojny Światowej. We wszystkich Atkinson wciela się w podejrzanie-podobnych-do-siebie-przodków-potomków o identycznych imionach (Edmund), identycznej twarzy i podobnym charakterze (chociaż pierwszy Edmund najbardziej odstaje od reszty – bardziej przypomina wioskowego głupka, trochę w stylu Jasia Fasoli, nie ma w sobie wiele ze szczwanego, cynicznego oportunisty, którym to staną się jego potomkowie).

Tedy (od „więc” nieładnie zacząć zdanie, stąd to „tedy” ;) ) tak naprawdę obserwujemy dzieje rodu szlacheckiego, a nie konkretnej postaci, co samo w sobie jest zabiegiem interesującym i pewnym novum. Zabawne, jak kolejni Edmundowie stają się coraz przebieglejsi i coraz bardziej nieprzyjemni, a ród coraz bardziej ubożeje (w pierwszej serii głupkowaty główny bohater przypadkiem pomógł zdobyć rodzinie wysoką pozycję w społeczeństwie angielskim, w kolejnych próbuje zdobyć fortunę, lecz niezbyt mu to wychodzi). Co jeszcze zabawniejsze – choć najbardziej odpowiadało mi tło historyczne pierwszej serii, to jednak im dalej w las, tym więcej drzew, jak to powiada mądrość ludowa i każda kolejna jest lepsza od poprzedniej.
Jako że jest to produkcja z udziałem Rowana Atkinsona (a często i napisana przez Atkinsona) spodziewać się możemy całej masy absurdalnych, niesamowicie zabawnych sytuacji (choć niektórzy uznać mogą je za bardziej głupie niż zabawne ;) ) i... całkiem dobrej fabuły! O tak, jak na absurdalną komedię angielską jest to osiągnięcie dość spore!

I sam Atkinson radzi sobie nad wyraz dobrze – jeżeli ktokolwiek z Was kiedykolwiek i gdziekolwiek wątpił w jego zdolności aktorskie, niech obejrzy sobie ten serial!
Może jestem nieco mało obiektywny (choć przecież „nie istnieją fakty, jedynie interpretacje”), bo to jeden z moich seriali i muszę być nad wyraz subiektywny, ale „Czarna Żmija” jest w(y)dechowa! To prawie opus magnum Rowana Atkinsona (prawie, bo jest jeszcze pierwsze miejsce na tej liście) i rzecz, z którą warto się zapoznać.


Gang Olsena


Gang Olsena (Olsen-banden) to seria czternastu duńskich, kryminalnych komedii filmowych, opowiadających o fikcyjnym duńskim gangu sympatycznych przestępców-nieudaczników. Większość filmów, które nakręcono w latach 1969 - 1998 rozpoczyna się niezapomnianą sceną opuszczania więzienia przez szefa gangu Egona Olsena, który z prawdziwą dumą informuje oczekującym go współpracowników o kolejnym ambitnym genialnym planie, mający przynieść upragnione miliony i emeryturę na Majorce. Koronkowo przygotowane skoki prawie zawsze kończą się klapą i powrotem Olsena do zakładu penitencjarnego w Kopenhadze. Trzynaście pierwszych odcinków serialu wyreżyserował Erik Balling. Po siedemnastu latach przerwy w 1998 roku nakręcono ostatni, czternasty odcinek, który reżyserowali: Tom Hedegaard i Morten Arnfred. Podczas realizacji zdjęć zmarł nagle Poul Bundgaard (czerwiec 1998) grający rolę, Kjelda Jensena. Ostatni odcinek Gangu Olsena został zrealizowany bez udziału filmowej żony Kjelda - Yvonne Jensen (Kirsten Walther), która w lutym 1987 roku zginęła wraz ze swoim mężem w wypadku samochodowym.

Nieodłącznym elementem serialu są policjanci, którzy depczą Gangowi Olsena po piętach. Na pierwszy plan wysuwają się nieporadni detektywi/inspektorzy Mortensen (Peter Steen), Jensen (Axel Strobye) i Holm (Ole Ernst).

Cztery główne role serialu Gang Olsena:

Egon Olsen (Ove Sprogoe) - mózg gangu, niewysoki, dystyngowany w wyglądzie, z nierozłącznym melonikiem i cygarem, słynie z genialnych planów. Specjalizuje się w otwieraniu sejfów produkcji Franza Jägera z Berlina.

Benny Frandsen (Morten Grunwald) - kierowca gangu, często się śmieje, kobieciarz; posiada dziwny krzywy wihajster, dzięki któremu otwiera drzwi, wygrywa na jednorękim bandycie, wyciąga drobne z automatu z papierosami itp. Benny często używa słów Skide godt – „Klawo jak cholera”

Kjeld Jensen (Poul Bundgaard) - bojący się krzykliwej żony tęgi członek gangu w okularach, nieustannie przestraszony sytuacją, w jakiej się znalazł. Kjeld nigdy nie rozstawał się ze swoją torbą lekarską, w której nosił narzędzia potrzebne do kolejnych włamań. Wśród przedmiotów zgadujących się w torbie Kjelda były m.in. stetoskop, talk i rękawiczki Egona, który używał ich do otwierania sejfów Franza Jagera z Berlina.

Borge Jensen (Jes Holtso ) - rezolutny i bardzo pojętny syn Kjelda i Yvonne, który został wykorzystany przez gang w kilku skokach.

Yvonne Jensen (Kirsten Walther) - niezapomniana żona Kjelda, która skutecznie wyprowadzała z równowagi planującego nowe napady Egona.