Wspomniany teleturniej początkowo był emitowany przez telewizyjną dwójkę pod nazwą 6 z 49. Potem, kiedy już pojawił się w Polsacie, zmienił nazwę na Szczęśliwy rzut. W obydwu stacjach prowadził go Wojciech Pijanowski.
Z tego co pamiętam, w dwójce teleturniej leciał na początku lat 90
(tak około roku 1991), w Polsacie zaś pojawił się bodaj w 1995 roku.
Zasady nieco różniły się od siebie. W dwójkowej wersji uczestnicy sami
wybierali liczby na tablicy (nie wiem, czy przypadkiem każdy uczestnik
nie miał przygotowanej swojej tablicy), zaklejał je jakimś wąskim
paskiem, a następnie musiał w nie trafić. Po nazwie teleturnieju można
się zorientować, że każdy uczestnik wybierał sześć liczb. Rzucano
jakimiś lotkami. Pod niektórymi liczbami kryły się nagrody. Odbywało się
sześć (a może nawet siedem, nie jestem w stanie napisać, czy aby
przypadkiem nie była jedna runda zapasowa) rund. Po każdym rzucie
prowadzący zadawał pytanie, na które należało odpowiedzieć tak lub nie.
Zazwyczaj nie były to zbyt łatwe pytania, toteż uczestnicy najczęściej
zgadywali na chybił trafił.
W wersji Polsatowskiej do trafienia było pięć pól, było też pięć
rund. Liczby wskazywali czytelnicy jednej z gazet (spośród nadesłanych
kuponów losowano trzy). Reszta bez zmian.
Do wygrania były różne nagrody rzeczowe. Czy jednak komuś
kiedykolwiek udało się trafić we wszystkie swoje liczby? Tego niestety
nie wiem, jest to jednak mało prawdopodobne - choć z drugiej strony
pamiętam odcinek 6 z 49, w którym jeden z uczestników trafił w pięć
swoich liczb. Może więc znalazł się również i taki, któremu udało się
trafić we wszystko?
Pamiętacie program "Decyzja należy do Ciebie"? Niedzielne wieczory,
audiotele i te sprawy? Trochę program przypominał dzisiejsze
paradokumenty, z tym, że jedno z dwóch zakończeń wybierali (a
przynajmniej tak nam, telewidzom, prowadzący program mówił)
telewidzowie...
Program pojawiał się w niemal każdą (oprócz niedzieli zarezerwowanej na
Zwyczajnych-niezwyczajnych) niedzielę około 21.00 (zaraz po serialu),
potem po 21.30, w programie pierwszym na przełomie wieków. Prowadził go i
był też jego "reżyserem" aktor Wojciech Starostecki. Program
zadebiutował w telewizji 8 września 1996 roku i trwał ok. 30 minut. W
późniejszym czasie program został przeniesiony na czwartki ok. 18.00 i
trwał niemal godzinę. Ostatni odcinek wyemitowano 27 czerwca 2002 roku,
program pojawiał się więc w telewizji przez niemal sześć lat.
Na czym polegał program? Na początku przedstawiano w nim początek
historii, po której zadawano pytanie: Czy X powinien zrobić tak czy
nie?, Czy Y powinna zachować się tak czy nie"? Czyli innymi słowy
pytanie, na które należało odpowiedzieć Tak lub Nie. Decyzję podejmowali
telewidzowie dzwoniąc na numer 0700... Każda odpowiedź miała oddzielny
numer. Nigdy nie dzwoniłem, ale sądzę, że samo wykonanie połączenia
zaliczało odpowiedź.
Po prezentacji materiału filmowego prowadzący na temat decyzji, jaką
powinien/powinna podjąć bohater/bohaterka dyskutował z trójką
zaproszonych gości (ekspertów) - zdaje się (ale nie wiem, czy pamięć
mnie nie zawodzi), że wśród nich były tzw. "gwiazdy". Po dyskusji z
gośćmi następował czas dla publiczności w studiu - Kto był na tak,
siadał po jednej stronie, kto na nie - siadał po stronie przeciwnej. Do
dziś pamiętam, jak zdarzyła się sytuacja, że za jedną z odpowiedzi był
tylko jeden człowiek... :) Gdy już wszyscy się usadowili, prowadzący
prosił o uzasadnienie wyboru od dwóch do czterech osób. Uzasadniali
oczywiście osoby z obydwu stron barykady.
Po części z rozmowami i apelem do telewidzów o głosowanie (aktualny
wynik głosowania był pokazywany podczas każdej przerwy na rozmowy i co
kilkanaście sekund był aktualizowany) następowała emisja drugiej części
filmiku. Pytanie pozostawało niezmienione. Po jego emisji znów dyskusja z
gośćmi, czas dla publiczności, która mogła zmienić miejsce i kilka słów
od ludzi na widowni. Następnie emitowano trzecią część materiału
filmowego. Po nim po raz ostatni wypowiadali się goście, którzy musieli
ostatecznie zdecydować się na jedną z odpowiedzi (prowadzący ogłaszał
wyniki: 2:1 lub 3:0 dla...), następnie po raz ostatni ludzie z widowni
mogli zmienić miejsca (zdarzało się, że niemal wszyscy z jakiejś opcji w
ostatniej chwili przechodzili na drugą stronę), a potem kilka osób
tłumaczyło, dlaczego w ostatniej chwili zmieniło zdanie. Jeśli ktoś
został pod drugiej stronie (a bywały programy, gdy było niemal po
równo), wówczas również wypowiadał się odnośnie swojej decyzji...
Po kwestiach studyjnych następował długo oczekiwany moment - ogłaszano
ostateczne wyniki głosowania audiotele (liczbowo - czyli ile głosów było
na Tak, a ile na Nie). Pamiętam, że zdarzało się, iż czasem w ostatniej
chwili jedna z odpowiedzi mająca do drugiej sporą stratę, odrabiała ją i
kończyła program jako "zwycięzca". Zresztą czasem z napięciem śledziłem
zmieniające się liczby, czy aby moja odpowiedź ostatecznie wygra... Od
wyniku głosowania zależało, jakie zakończenie będzie mieć opowiadana
historia. Zazwyczaj ostatni fragment rozmowy zaczynał się słowami w
stylu: "Zrobiłem/am tak", "Nie zrobiłem/am tak", a następnie
przedstawiano, jak owa decyzja wpłynęła na dalsze (najbliższe) losy
bohatera lub bohaterki. Czasem zakończenie było zaskakujące. Decyzja,
która okazywała się słuszna wg większości, wpędzała bohatera/bohaterkę w
kłopoty... Ale taki już był urok tego programu i prezentowanych w nim
filmików.
Dodam jeszcze kwestię kolorystyki. Jedna z odpowiedzi (a więc i część
studia) była oznaczona kolorem żółtym, druga czerwonym. Nie pamiętam,
która odpowiedź była przypasowana do którego koloru, ale pamiętam, że
prowadzący zwracał się do widowni mniej więcej tak: Kto jest na (...)
przechodzi na stronę żółtą, a kto na (...) na stronę czerwoną.
I jeszcze drobna informacja - podobno Rada Etyki Mediów po jednym z
odcinków z 1998 roku zganiła twórców programów. Dotyczyło to odcinka, w
którym padło pytanie: "Czy bohater powinien oszukać komisję
egzaminacyjną". REM uznała prezentowanie postaw typu "Jestem za
oszustwem" jako naganne... Poniekąd słusznie, w końcu dla niektórych
telewizja była wówczas (a i teraz jest) czym w rodzaju przewodnika,
który mówi, co wolno, a czego nie.
Lata dziewięćdziesiąte to czas, w którym puszczano różnego rodzaju
programy mogące pomóc dzieciom w zapoznaniu się i przyswojeniu
podstawowych zwrotów z języka angielskiego. O "Ulicy Sezamkowej", przy
której nauczyłem się liczyć po angielsku, angielskiego alfabetu i paru
podstawowych zwrotów i słów pisałem jakiś czas temu. Dziś o programach z
cyklu "Muzzy".
"I'm Muzzy! Big Muzzy" - tak przedstawiał nam się
tytułowy bohater w części "Muzzy in Gondoland". Oprócz niej emitowano
także "Muzzy comes back". Program trwał ok. 10-15 minut (choć były też
chyba odcinki krótsze), a jego bohaterowie mówili po angielsku. Nie
pamiętam dokładnie, ale możliwe, że pojawiały się też polskie napisy. Po
raz pierwszy w TVP 1 pojawił się chyba w 1991 roku - emitowany był
rano, około 10.00. Pamiętam jednak też, że puszczali go (być może
powtórki) tuż przed Teleexpresem (który jeszcze wtedy pojawiał się o
17.15). Odcinki w późniejszym czasie powtarzano, dlatego z Muzzy'm
mogliśmy spotykać się aż do 1995 roku. Nie wiem niestety, ile było
lekcji w każdej z dwóch serii, kojarzy mi się jednak, że program
emitowano pięć razy w tygodniu - od poniedziałku do piątku.
Główny bohater miał na imię - jak nietrudno się domyślić - Muzzy. To
zielony (u mnie był on szary - miałem wówczas czarno-biały telewizor)
duży stwór żywiący się zegarkami. W każdym odcinku brali udział także:
król (postać lwa), gruba królowa, chuda jak tyczka księżniczka Sylwia,
ogrodnik Bob i naukowiec Corvax, który pełnił rolę czarnego charakteru.
Żeby było ciekawiej Sylwia i Bob byli w sobie zakochani, co oczywiście
nie podobało się Corvaxowi, który miał chrapkę na księżniczkę. Wśród
bohaterów był też rysunkowy ludzik, który np. jeździł rowerem. Podobał
mi się na przykład sposób, w jaki przedstawiono, kiedy mówi się good
morning, kiedy good afternoon, a kiedy good evening.
Co pamiętam z czasów dzieciństwa o tym programie? Między innymi fakt, że
Sylwia została porwana i sklonowana przez Corvaxa. Pamiętam też, że
miałem problem ze zrozumieniem imienia księżniczki, które brzmiało dla
mnie "Sułwia"... Jeśli chcecie przypomnieć sobie Muzzy'ego - podaję link
do pierwszego odcinka.
I jeszcze jedna ważna uwaga. Choć u nas w pierwszej kolejności (ale
chyba nie jedynej) Muzzy był emitowany jako program pomagający w nauce
angielskiego, nie była to jedyna wersja językowa. Przygotowano także
Muzzy'ego w wersji hiszpańskiej, niemieckiej, francuskiej, włoskiej i
esperanto. W tej ostatniej wersji - według wikipedii - można było
oglądać Muzzy'ego w 5-10-15, przyznam jednak, że kompletnie nie
pamiętam, bym widział choć jeden odcinek w tym sztucznym języku.
Na początku lat dziewięćdziesiątych regularnie co tydzień pojawiał
się godzinny blok z bajkami spod znaku Hanna Barbera. Czas więc
przypomnieć i przybliżyć, co mogliśmy oglądać w ramach tego bloku i
jakie bajki dzięki tej "Godzinie" pojawiły się w polskiej telewizji -
choć nie zawsze po raz pierwszy.
Ale od początku - debiut programu nastąpił w 1992
roku. Emitowano go, ze zmianami (także nazwy, na Spotkanie z Hanną
Barberą) chyba do 1999 roku. Początkowo godzinny program z bajkami
pojawiał się w niedzielę o 15.30. W jego trakcie pojawiały się dwie
bajki normalnej długości - czyli ok. 20-25 minutowe, a także jedna
krótsza, ok. 10 minutowa. W późniejszym czasie program przeniesiony
został na godzinę 11.00 lub 11.30. Potem pojawiał się w soboty, nawet
ok. 8.00 lub 10.00. Wreszcie blok skrócono do około pół godziny...
Czołówka:
Jakie bajki mogliśmy oglądać w trakcie wspomnianego bloku? Po kolei:
Co najmniej dwie części Scooby'ego Doo - a więc "Scooby Doo,
gdzie jesteś?" i "Scooby Doo". Wikipedia donosi też, że ponoć emitowana
była część "Nowy Scooby i Scrappy Doo" (jako Scooby Doo i nowe
tajemnice), ja niestety nie pamiętam, bym go oglądał w tymże bloku, co
nie znaczy, że tak nie było
Flintstonowie - chyba nikomu nie trzeba przedstawiać tej bajki,
znanej też pod tytułem "Między nami jaskiniowcami". Świetne pojazdy
napędzane... nożnie, zmyślne urządzenia w postaci... dinozaurów i innych
historycznych gadów, a także dwie zabójcze rodzinki - to wszystko można
było znaleźć w tej bajce. Podobno emitowano też "Dzieciństwo
Flintstonów", ale w ogóle nie kojarzę tej bajki z wspomnianego bloku.
Jetsonowie - przeciwieństwo Flintstonów. Akcja działa się w
przyszłości, ludzie podróżowali jakimiś latającymi statkami... Nie
ukrywam, że za tą bajką akurat nie przepadałem. Nudziła mnie, nie wiem
jednak czemu.
Kot Tip Top - kolejna bajka, za którą nie przepadałem. W
późniejszych latach znana pod tytułem Kocia ferajna. Bajka opowiadała o
kilku kotach (chyba bezpańskich), które starały się zarobić za wszelką
cenę wielkie pieniądze.
Pies Huckleberry - pamiętam, że oglądałem, nie pamiętam, o co w nim chodziło. Wydaje mi się, że w niektórych odcinkach pojawiał się jednak Yogi.
Miś Yogi - Kto by nie znał sympatycznego misia żyjącego w parku
Jellystone i jego kolegi, małego misia o nazwie Boo Boo?
Charakterystyczna cecha - łakomstwo misia, który podbierał turystom
piknikowe koszyki.
Augie Doggie and Doggie Daddy - pod takim tytułem kojarzę tę
bajkę, więc byłem niezwykle zdziwiony, gdy zobaczyłem tytuł na wikipedii
- Augie piesek i pies Tata...
Podobno w bloku puszczano także takie bajki jak "Tom i Jerry" oraz Pixie
i Dixie. Za to nie mam pewności, czy inne bajki wypisane na wikipedii
na pewno się w trakcie "Godziny..." pojawiały. Chodzi o takie bajki jak
"Dink, mały dinozaur", "Droopy, detektyw pies", "Don Kojote i Sancho
Panda", "Goryl Magilla", "Wally Gator", "Godzilla" i "Kapitan
Jaskiniowiec"... Choć wydaje mi się, że Don Kojote, Magillę i Wally
Gatora mogłem jednak oglądać, bo tytuły jakoś brzmią znajomo...