"Strefa mroku", czyli "The Twilight Zone", jest jednym z najważniejszych seriali w historii amerykańskiej telewizji. To również telewizyjna antologia, której powstanie i uzyskanie kultowego statusu zdarzyło się gdzieś poza nami – w niedostępnym i niezrozumiałym miejscu za oceanem i żelazną kurtyną.
Tak naprawdę nie da się czegokolwiek opowiedzieć o "The Twilight Zone" bez wspomnienia o Rodzie Serlingu – scenarzyście, dramaturgu, reżyserze i producencie, który w latach 50. nie tylko był jednym z najbardziej cenionych scenarzystów telewizyjnych, ale również prawdopodobnie najzagorzalszym przeciwników telewizyjnej cenzury uprawianej na wiele sposobów i na różnych poziomach.
Problemy finansowe
Telewizja funkcjonowała w tamtym czasie po prostu inaczej. Sponsorzy wykładali pieniądze, seriale produkowane były przez agencje reklamowe. Jak można się domyślić, ci pierwsi byli bardzo zainteresowani, aby tylko ich produkty były pokazywane w dobrym świetle. Między innymi z z tej przyczyny Serling chciał pójść w kierunku science fiction. Pierwszy scenariusz, w zamierzeniu mający być pilotem nowej antologii – "The Time Element" – po kilkunastu miesiącach w szufladzie telewizyjnych decydentów ostatecznie trafił na ekrany jako odcinek "Westinghouse Desilu Playhouse". To sukces tego scenariusza oraz reakcja widzów na godzinną opowieść o podróży w czasie doprowadziły do tego, że "Strefa mroku" w ogóle powstała.
"The Twilight Zone" zadebiutował na antenie CBS 2 października 1959 roku. Gospodarzem został sam Serling – nie był pierwszym wyborem. Przez kolejne lata wyprodukowano łącznie 5 sezonów i 156 odcinków, przez które przewinęło się wielu aktorów m.in. Robert Redford, Robert Duvall i część obsady oryginalnego "Star Treka". Nazwisko gospodarza znalazło się na 92 z wyprodukowanych scenariuszy. W czterech z pięciu sezonów postawiono na półgodzinne odcinki – jedynie w 4. serii odcinki wydłużono do telewizyjnej godziny.
Od początku nowa antologia zjednała sobie krytyków. Gorzej było z oglądalnością, która w pierwszych tygodniach nie zachwycała. Później jednak ustabilizowała się na przyzwoitym poziomie. Problemy ze sponsorami i kosztami produkcji towarzyszyły za to Serlingowi przez cały okres emisji. Produkcja przyciągała także określone i czasem zaskakujące grupy widzów – jak dzieci w wieku 12-15 lat. Podobno wszystkich to zaskoczyło, a niektórych mocno zirytowało – mowa o rodzicach owych nastolatków. Nic zresztą dziwnego, przez pierwsze trzy sezony serial był emitowany w piątki o 22:00.
Historie, które…
Niezliczone zastępy postaci dotarły przez te niecałe pięć lat do strefy cienia – rządzonego przez wyobraźnię piątego wymiaru, będącego poza i pomiędzy tym, co znane i odrzucane. W tym czasie swobodnie żonglowano tematami i gatunkami. Od westernu po science-fiction; od horroru, przez historie miłosne, po pogodne przypowiastki. Znalazło się miejsce tak na czarny humor, ludzkie emocje, jak i na roboty – takie z kablami i w ogóle. Poruszano zagadnienia trudne, kontrowersyjne, współczesne – ze zmiennym szczęściem. Nie zapomniano nawet o operacjach plastycznych ("Number 12 Looks Just Like You" - sezon 5, odcinek 17).
Już w pierwszych miesiącach własnych opowieści dorobili się w odpowiednio Śmierć ("One for the Angels" – sezon 1, odcinek 2) i Diabeł (Escape Clause – sezon 1, odcinek 6). Obydwaj z jakiegoś powodu postanowili wchodzić w układy z ludźmi. Nie brakowało kosmitów, pisarzy i zwykłych zjadaczy chleba. W finale 1. sezonu ("A World of His Own" – sezon 1, odcinek 36), Serling przekroczył granicę między byciem gospodarzem a bohaterem opowieści.
Praktycznie w każdym odcinku trafiał się porządny zwrot akcji – czasem tak okrutny, jak w "To Serve Man", gdzie brak należytej uwagi spowodował, że książkę kucharską potraktowano jako pokojowy manifest. Z drugiej strony nostalgiczna wycieczka do radiowej przeszłości w "Static" (sezon 2, odcinek 20) umożliwiła bohaterowi cofnięcie się w czasie i podjęcie na nowo decyzji, które tak zaważyły na jego życiu. Skoro już przy tym jesteśmy, to w 5. serii w świetnym "A Kind of Stopwatch" (sezon 5, odcinek 4) czas można po prostu zatrzymać – co do dzisiaj wygląda niesamowicie.
Ponadto właśnie w 5. sezonie wymyślono bardzo ciekawy sposób na zaoszczędzenie kilkudziesięciu tysięcy dolarów. Po prostu kupiono nagrodzony Złotą Palmą oraz Oscarem krótkometrażowy "La Rivière du hibou" Roberta Enrico. Odcinek "An Occurrence at Owl Creek Bridge" wyemitowano w lutym 1964 roku, a sam zabieg umożliwił "Strefie mroku" przynajmniej w swoim ostatnim sezonie zmieścić się w zakładanym budżecie.
To nie koniec
Historia "The Twilight Zone" nie kończy się wraz ze skasowaniem. Jeszcze w 1962 roku powstał pierwszy komiks sygnowany tą nazwą. Wydawany był przez wiele lat po zakończeniu emisji serialu. Tworzono także powieści, a w 1983 roku do kin trafił film wyprodukowany przez Stevena Spielberga i Johna Landisa. Dwa lata później widzowie doczekali się nowej wersji serialu, prawdopodobnie najlepiej znanej w Polsce, która ostatecznie liczyła sobie trzy sezony i 110 odcinków. Kolejna próba wskrzeszenia serii przypada na 2002 rok. "The Twilight Zone" z Forestem Whitakerem jako gospodarzem zostało jednak skasowane przez UPN po zaledwie jednym sezonie.
Przez lata serial Serlinga wielokrotnie wspominano w innych produkcjach. Nawiązania pojawiają się np. w "Drużynie A", "Cudownych Latach", "Przystanku Alaska" czy "Kochanych kłopotach", a Vince Gilligan, twórca "Breaking Bad" wciąż powtarza, że to jego ulubiony serial. Z kolei w 2005 roku w "Medium", w odcinku "Still Life" (sezon 2, odcinek 9), na kilkadziesiąt sekund postanowiono wskrzesić samego Serlinga – 30 lat po jego śmierci. W trakcie tej niecałej minuty w instruuje on widzów, jak oglądać telewizję 3D. Gdyby ktokolwiek zastanawiał się, dlaczego w ogóle coś takiego wymyślono, odpowiedź brzmi: November sweeps.
W Polsce przynajmniej część widzów prędzej będzie kojarzyć "Strefę mroku" właśnie z rozmaitych nawiązań niż z czasu spędzonego nad samym serialem. Z drugiej strony niektórzy wspominać będą np. kilka opowieści z klasycznych sezonów jako cześć serii z lat 80., bo to tę wersję puszczano kiedyś w TVP 2. Z kolei Canal+ emitował klasyczną serię jeszcze w latach 90. – ale w tym wypadku nie jestem w stanie wygrzebać z pamięci, czy kiedykolwiek zdarzyło mi się załapać na jakikolwiek odcinek.
Cóż dodać na koniec? "Strefa mroku" to serial, który zasługuje na co najmniej jeden wielodniowy maraton. Nie ma najmniejszego powodu, aby unikać wizyt w tej wyjątkowej krainie rządzonej przez ludzką wyobraźnię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz