Co mi zrobisz jak mnie złapiesz
Drugi
film z wielkiej trylogii Barei i Tyma. Obaj panowie (już pogodzeni)
zaserwowali widzom podróż w jeszcze głębsze pokłady niekończącego się
absurdu Polski Ludowej, epoki późnego Gierka. Bohaterem (a raczej
antybohaterem) filmu jest prominent, dyrektor "Pol-Pimu" Tadeusz
Krzakoski. Pewnego dnia wszystko wali mu się na głowę z powodu Danusi,
której nieopatrznie zrobił dziecko podczas paryskiej delegacji.
Obiecując ożenek z ciężarnym (i skoligaconym z "górą") nieszczęściem,
musi za namową asystenta Dudały, rozwieść się ze swoją atrakcyjną żoną,
Anną (Krzysztof Kowalewski i Ewa Wiśniewska - małżeństwo na ekranie i w
życiu prywatnym). Aby zrzucić winę rozwodową na Annę, Krzakoski
wynajmuje swego dawnego kolegę Romana Ferde, by ten zdobył fotograficzne
dowody rzekomej niewierności małżonki. Ferde dwoi się i troi a finał
jego poszukiwań jest zgoła nieoczekiwany...
"Co mi zrobisz jak mnie złapiesz" to już Bareja w najczystszej,
"misiowej" formie. W zasadzie główna oś fabuły, jakkolwiek sprawnie
napisana, łącząca wiele wątków i pewnie zmierzająca ku zaskakującemu
finałowi, spada na drugi plan, dając pole wątkom pobocznym, pełnym
soczystych epizodów, genialnych mikroscenek i wyjątkowo zjadliwego
humoru. Bareja i Tym, idąc tropem konstrukcyjnym "Bruneta wieczorową
porą", poszli na całość. Konsekwentnie mieszając główny wątek z
komediowymi epizodami, można początkowo odnieść wrażenie chaotyczności,
gdy zmagania Krzakoskiego, Dudały i Ferde, nagle na kilka minut zostają
przerwane zupełnie inną sekwencją, która dopiero pod koniec okazuje się
mieć jakikolwiek element wspólny z fabułą filmu. M.in. to właśnie było
przyczyną wyjątkowej niechęci komisji kolaudacyjnej (a za strony
ówczesnego wiceministra kultury Janusza Wilhelmiego, nawet obrzydzenia),
zatwierdzającej film do realizacji a później do rozpowszechniania. Jak
wspomina Stanisław Tym, "Co mi zrobisz jak mnie złapiesz", był
najbardziej pociętym i zmasakrowanym przez cenzurę ze wszystkich filmów
Stanisława Barei.
Dziś wysoko ceni się ten film właśnie dzięki owym scenkom komediowym,
wplecionym w główną linię fabularną. Jak tu powstrzymać się od śmiechu,
słysząc śmieszno-straszny rozkład dnia chłoporobotnika, który chwali
sobie środki komunikacji, bo jeżdżąc do pracy "ma bardzo dobre
połączenie" a "śniadania jada na kolację" ? Telewizyjny bełkot można
usłyszeć w scenie, kiedy Roman Ferde zachwyca się pokojem hotelowym, a z
odbiornika prezenter nadaje wyjątkowe bzdety o "ogólnym bilansie białka
w głęboko zacofanej warstwie sanacyjnej rzeczywistości". Podczas wizyty
Krzakoskiego w Paryżu, Mrugała opowiada o absurdach języka francuskiego
("- widzi pan ? słowa nie można zrozumieć... wariacki kraj, język
idiotyczny !").
W tej samej scenie widać Stanisława Bareję, który oszczędnościowo
zabrał ze sobą do Francji jak najmniejszą ekipę i sam, przywdziawszy
perukę, musiał wcielić się w żonę sprzedawcy "lżejszych komputerków" ("-
ty kończ tę rozmowę ! na ciebie sznycel oczekuje !"). Przytykiem do
chorej komunistycznej rzeczywistości była sekwencja na budowie, kiedy
ważna komisja tropi złodziei cegieł, co wywołuje szczere zdumienie
szofera ("- a co tu kraść, jak wszystko pokradzione ?"). Boki można
zrywać przy dylematach roboli, zawieszających na latarniach ulicznych
zbyt długi transparent z napisem "uśmiech naszego dziecka, premią za
trud wychowawczy" ("- ja bym wyciął "naszego"... no bo jak jest dziecko,
to wiadomo, że musi być czyjeś !"). Inny robol rzuca na kupe piachu
świeżo pomalowaną - na czerwono ! - klapę bagażnika do malucha, bo "tam
jeden dyrektor kalendarze rozdaje", na zeszły rok zręsztą. Aby wejść na
teren strzeżonego ośrodka wypoczynkowego, Roman Ferde przedstawia
strażnikowi metkę z "przedmiotu rekreacyjnego, dmuchanego". Miłosne
piosenki Daniela Olbrychskiego z "Małżeństwa z rozsądku", tu są obecne
pod postacią "piosenki pana Koracza o zdrowiu".
Jak zwykle milicja dostała za swoje - funkcjonariusz, dowiedziawszy
się, kim jest Danusia, zdążył zbesztać nieomal zabitego przez nią
przechodnia ("- co tak na kamieniu siedzicie obywatelu ? wilka chcecie
dostać ?") Lecz chyba najsłynniejszym gagiem w całym filmie jest scenka z
Jerzym Duszyńskim w roli obrażonego klienta, któremu "kurczaka podaje
sprzątaczka brudną ścierką". Riposta Janusza Gajosa w roli kierownika
sklepu jest natychmiastowa : "od tego jest ścierka, żeby była brudna", a
"podstawowe zasady higieny są takie, że jak się wchodzi, to się puka. A
pan wchodzi bez pukania. Z brudną ścierką...". Ech, scena-perełka, o
jakości i dowcipie, których próżno szukać we współczesnych polskich
komediach.
Źródło: http://www.film.org.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz