środa, 23 marca 2016

Poszukiwany poszukiwana


Skończyły się lata 60-te. a z nimi skończyły się lekkie, wodewilowe, rozśpiewane, szerokoekranowe komedie Stanisława Barei, realizowane w Zespole Filmowym "Rytm". Nowy rozdział otworzył "Poszukiwany poszukiwana", napisany wspólnie z Jackiem Fedorowiczem. Bohaterem filmu jest Stanisław Maria Rochowicz, pracownik muzealny, który pewnego dnia ma pecha być oskarżonym o kradzież obrazu. Płótno to, przedstawiające dłoń, pędzla wyszczekanego i upierdliwego artysty Bogdana Adamca, jest właściwie bezwartościowym knotem, lecz jako "dzieło sztuki" przedstawia sporą wartość finansową, a za jego brak w magazynie muzeum, Bogu ducha winnemu Rochowiczowi grozi 5 lat więzienia. Nie mając innego wyjścia, przebiera się on za kobietę i ucieka, by w spokoju namalować replikę obrazu i podrzucić do magazynu. Lecz żeby przetrwać musi, jako Marysia, podjąć pracę gosposi. Ludzie u których znajduje zatrudnienie to indywidua wszelkiej maści...
Pomysł na film przyniosła Barei jego żona, pracująca jako kustosz w Muzeum Narodowym (zupełnie jak matka Kasi Pióreckiej z serialu "Zmiennicy"), gdzie miała miejsce podobna sytuacja z zaginionym eksponatem. Początkowo w roli Stanisława/Marysi miał wystąpić współautor scenariusza Jacek Fedorowicz. Po nieudanych zdjęciach próbnych, w których brał udział także Janusz Gajos, rolę ostatecznie przyjął Wojciech Pokora, tworząc jedną ze swych najlepszych kreacji. Pomimo przypisywanych filmowi przedwojennych koneksji (w "Czy Lucyna to dziewczyna" (1934), również miały miejsce przebieranki i wynikająca z tego komedia pomyłek), "Poszukiwany poszukiwana" to dzieło świeże, na wskroś współczesne, z ostrzem satyry celnie wymierzonym w ówczesną peerelowską, absurdalną rzeczywistość. Widzimy ją szczególnie wyraźnie pod postacią chlebodawców Marysi. Pierwsze z nich to małżeństwo Karpielów z nieopatrznie zameldowaną u nich byłą gosposią, która ani myśli się wynieść. Drugie małżeństwo ma rozwydrzonego syna (jeszcze bardzo młody Filip Łobodziński), którego Marysia szybko doprowadza do porządku.
Następny jest "pan profesor", oficjalnie badający zawartość cukru w cukrze, czyli po prostu pędzący bimber na skalę przemysłową, a po zdemaskowanu chcący się z Marysią ożenić. Na jego polecenie Marysia wykupuje na mieście dziesiątki kilogramów cukru, co prowadzi do wybuchów paniki i proroczych scen, jakie naprawdę miały miejsce w sklepach PRL-u kilka lat później. Ostatnim chlebodawcą Marysi jest człowiek, będący "z zawodu dyrektorem", grany przez doskonałego Jerzego Dobrowolskiego. Tu Bareja sobie poużywał, portretując "dyrektora", jako mało rozgarniętego karierowicza z wysokim mniemaniem o sobie. Jego kwestie dialogowe to pyszny przykład absurdalnej, partyjnej nowomowy, która pod postacią elokwencji i pozornej kompetencji ukrywała stek bzdur. W "Poszukiwanym poszukiwanej" natykamy się także na wzmiankę o prześladującym Bareję Grunwaldzie. W scenie przesłuchania u prokuratora, Rochowiczowi przypomniane zostaje jego pijackie odgrażanie się, że "przemaluje Grunwald na zielono". Jest to także pierwsze spotkanie Barei ze Stanisławem Tymem. Tym, poprzez znajomość z Fedorowiczem poprosił reżysera o jakąkolwiek rolę. Dostał ręce, które w czołówce przystawiają pieczątki na obrazach :) W kolejnych filmach współpraca obu panów Stanisławów ulegnie znacznemu zacieśnieniu.
Podczas kolaudacji zarzucanio reżyserowi niespójność fabuły, rozbitej na szereg epizodów i konfrontacji Stanisława/Marysi z nieznośną rzeczywistością. Nie wiedzieli oni, że właśnie są świadkami narodzin - nie, nie nowej świeckiej tradycji - lecz specyficznego stylu reżysera, który rozwinięty, doprowadzi Stanisława Bareję na szczyty popularności.

Źródło: http://www.film.org.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz