wtorek, 10 listopada 2015

Akademia Pana Kleksa

Ciekawostka filmowa : Na film sprzedano aż 14 094 014 biletów, co tym samym plasuje go na 6. miejscu
pod względem liczby widzów w polskich kinach w okresie przed 1989 rokiem.
logo filmu Akademia Pana Kleksa
Rok 1983r. Do kin wchodzi film Krzysztofa Gradowskiego "Akademia Pana Kleksa". Wchodzi i prawie natychmiast podbija serca ówczesnych dzieci swoją pomysłowością a przede wszystkim swoimi piosenkami. Już czołówka ukazała w całej glorii styl filmu: klasyczną bajkę, opowiedzianą ze współczesną energią, nerwem i przy użyciu wszelakiego arsenału ówczesnej techniki filmowej. Kamera nachyla się nad biurkiem pisarza, który maczając pióro w kałamarzu, pisze tytuł książki. Nagle atramentowy kleks, niespodziewanie uwolniwszy się z czubka pióra, zaczyna żyć własnym życiem. Rozbrzmiewa instrumentalna wersja piosenki "Witajcie w naszej bajce". Kleks wstaje z kartki i salwuje się ucieczką przed grupką rysunkowej dzieciarni. Gonitwa po dachach, na tle kalejdoskopowo zmieniającego się nieba, wieńczy ogromna miotła (?), okazująca się częścią maszynerii, odsłaniającej widok przestrzeni kosmicznej. W rytmie fenomenalnego tematu muzycznego "Kosmiczny prolog", widzimy symbol filmu - wielki, wirujący guzik, zamieniający się w feerię rewiowych świateł, na tle których, w pełnej chwale pojawia się tytuł "Akademia pana Kleksa".
Pan Kleks i jego akademia w odświętnej scenerii Profesor Ambroży Kleks (Piotr Fronczewski)
Krzysztof Gradowski w ponurych czasach stanu wojennego stworzył film niezwykły. Podczas gdy nasi rodzimi twórcy kręcili poważne dramaty społeczno-obyczajowo-psychologiczno-zaangażowane, a jedynymi dostarczycielami ekranowej rozrywki byli Juliusz Machulski i Stanisław Bareja, "Akademia pana Kleksa" zadziwiła radością, optymizmem i baśniową cudownością. Reżyser z niespotykaną witalnością i energią zaserwował kolorowy świat dziecięcych marzeń, gdzie przygoda czeka nawet na szarym podwórku Adasia Niezgódki. Nie jest to jednak nudna bajkowość "na klęczkach", o którą najłatwiej. Gradowski połączył pogodny świat pana Kleksa z mrocznym pochodem wilków, złowrogim laboratorium Golarza Filipa i klasyczną baśniową scenerią opowieści szpaka Mateusza. Mało tego - w filmie jest także miejsce na sekwencje rysunkowe (czołówka i "sen o siedmiu szklankach"), muppetopodobne Psie Niebo, a nawet kawałek kina eksperymentalnego (wizje Trzeciego Oka). Pomimo tego rozrzutu stylistycznego, w "Akademii..." zachwyca mnogość bajkowych krain i miejsc, w których magia i zaklęcia są na porządku dziennym. Do tej pory zadziwia konsekwencja Krzysztofa Gradowskiego, który brawurowo przeniósł na ekran tak niezwykłe pomysły, jak chociażby słynna "kleksografia". Z punktu widzenia techniki efektów specjalnych, wykonanie takiej sekwencji w siermiężnych polskich warunkach, wymagającej ścisłego dopasowania animacji rysunkowej z żywym obrazem, to najprawdziwsza magia, godna doktora Paj-Chi-Wo. Przekonujący okazał się także wybór siedziby Akademii. Z zewnątrz zagrał ją zespół pałacowo-parkowy w Nieborowie.
psie miasteczko Doktor Paj-Chi-Wo (Wiesław Michnikowski)
Drugą siłą napędową filmu był Piotr Fronczewski, który zagrał rolę swego życia. Nie sposób wyobrazić sobie pana Kleksa, bez charakterystycznej dla tego aktora mieszanki ekspresji i melancholii. Kleks to z jednej strony szanowany profesor i czcigodny mentor gromadki urwisów, odkrywający drzemiące w nich pokłady wyobraźni, a jednocześnie to ktoś w rodzaju starszego, doświadczonego kolegi, nadającego na tych samych falach. Fronczewski łącząc dziecięcą wręcz radość wspólnego przeżywania wspaniałych przygód, z charyzmatycznym nauczycielskim tonem, uniknął pułapki taniego psychologizowania i budowania wokół siebie otoczki niedostępnego autorytetu. Jakże to odległe od zachowań sztywnego i poważnego ciała pedagogicznego Hogwartu z serii o Harrym Potterze (może za wyjątkiem przyjaznego prof. Dumbledore'a). Skojarzenie tych filmów narzuca się niemal automatycznie. Oglądając pierwszy film z potterowej serii, można poczuć się znowu jak 10-letni dzieciak, który wiele lat temu po raz pierwszy zobaczył w kinie "Akademię pana Kleksa". Zresztą przygody Harry'ego i Adasia były bardzo podobne, ale na korzyść dużo skromniejszego filmu Krzysztofa Gradowskiego, przemawia (dosłownie!) genialny głos Piotra Fronczewskiego, szczególnie w piosenkach, skomponowanych przez Andrzeja Korzyńskiego.
Piotr Fronczewski jako Ambroży Kleks Jan Brzechwa, pisarz (Piotr Fronczewski)
Mówi się, że najcenniejsze filmy to te, które oglądane w dzieciństwie z wypiekami na twarzy, nic nie tracą ze swego uroku po latach, gdy jako dorośli, ponownie chcemy przeżyć kolorową baśń lat młodzieńczych. "Akademia pana Kleksa" to właśnie taki film. Oczywiście, że dzisiejszy 30-latek jak na dłoni zobaczy wszelkie niedoróbki, pobożne życzenia twórców, niezbyt trafione pomysły, archaiczne rozwiązania trikowo-scenograficzne i naiwną bajkowość świata przedstawionego. Ale pozostał ten niezapomniany, szczery dziecinny zachwyt, który po 20 latach nadal pozwala cieszyć się tą bajką. To chyba największy sukces "Akademii pana Kleksa".

Źródło:  http://www.nostalgia.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz