sobota, 21 stycznia 2017

Bajki japońskie

Bajki Japońskie
Szła nocą bajka przez pola i wsie
Przez zaklęty las
Smutno było jej i źle
Nawet jej przyjaciel księżyc zgasł
Wtem promyk świeczki
Na dróżkę padł
I piosenka hop z okienka 
Za bajką w ślad

"Bajki japońskie" to dziesięciominutowy cykl bajek przedstawiających najsłynniejsze i mniej znane baśnie z drugiego końca świata czyli z Japonii. Nadawane były u nas w środowe dobranocki około godziny 18:50 (proszę mnie poprawić jeśli się mylę). Każda z tych bajek była zrealizowana przez innego twórcę w innej konwencji plastycznej. 
Jedna ze stron internetowych podaje 1983 rok jako rok wyświetlania u nas "Bajek Japońskich", jednak wydaje mi się że to była chyba końcówka lat 70-tych.
Pamiętacie jeszcze piosenkę tytułową ? W tle tej piosenki leciał na niebie długi zielony smok a na nim siedział chłopczyk (jak nie pamiętacie jak wyglądał powyżej macie rysunek). Piosenka otwierająca cykl była łagodna w tonie właśnie piosenek japońskich (dla ciekawości podam że oryginał piosenki w języku japońskim jest śpiewany w tym samym tonie) natomiast piosenka końcowa była bardziej żywiołowa.
Bajki Japońskie
Ciekaw jestem co pamiętacie z bajek. Ja np. pamiętam jak przez mgłę bajkę o psie który był porzucony przez złego pana a był wychowywany od małego przez staruszków. Później pamiętam jego poświęcenie bo poświęcił swoje życie ratując swoich opiekunów przed jakimś potworem. Wzruszyłem się bardzo i może dla tego pamiętam.

Ordy




Bohaterami filmu są dzieci, które niemal każdego dnia napotykają wokół siebie na ciekawe, lecz nie zawsze zrozumiałe zjawiska. Dzieci zastanawiają się jak działają różne urządzenia, skąd się wzięły i kim byli ludzie, którzy je stworzyli. Na wiele z tych pytań długo nie znalazłyby odpowiedzi, gdyby nie komputerowy duszek, które prowadzi je przez świat wielkich odkryć i wynalazków. Ożywia on historycznych bohaterów, czyni nas świadkami przeszłych wydarzeń, które przedstawia jak pasjonującą, niezwykłą przygodę.
ordy 01 ordy 02
Tym owym komputerowym duszkiem jest Ordy, który pomaga właśnie dwójce bohaterom Alexowi i Zoe zrozumieć otaczający wokół nich świat. Każdy ze 127 wyprodukowanych przez japońską firmę Nippon Animation odcinków (w Europie było ich 52) skupia się na innym zagadnieniu i na innej postaci. Bohaterowie poznają wielkich uczonych ich problemy oraz wynalazki, które czynią ich świat lepszym.

     

U nas serial ten pojawił się w latach 80-tych (pewnie to będzie druga połowa skoro premierowe odcinki zostały wypuszczone w Japonii w 1983 roku) a odcinki emitowane były w czwartek (po programie dla dzieci i młodzieży) albo w piątek (po programach popularnonaukowych - głowy nie daję).
ordy 03 ordy 04
Przesłanie serialu "Ordy" było skierowane głównie do dzieci ze szkół podstawowych jako w pewien sposób dobrze zinterpretowana lekcja poświęcona odkryciom i wynalazkom.
Serial ten został przetłumaczony na wiele języków m.in. po hiszpańsku, francusku, portugalsku, hebrajsku, arabski itd.
U nas był emitowany z polskim lektorem.

Pan Tau

Kim był tajemniczy jegomość ubrany tak jak ubrani są aktorzy reklamujący pewien bank pod szyldem "kultura wyższej bankowości"? Czarny garnitur, parasolka oraz czarny melonik. Nie mówi, zachowuje się dziwnie a mimo to swoim pojawieniem potrafi rozbawić dzieci i dość porządnie namieszać w świecie dorosłych. Nie wiecie jeszcze kto to? Toż to Pan Tau. Ten elegancki mężczyzna komunikuje się ze wszystkimi za pomocą pantomimy i tańca a jego melonik ... to istny skarb bowiem za pomocą jednego ruchu dłonią po meloniku Pan Tau rozwiązuje problemy a także materializuje rzeczy wyczekiwane przez dzieci.
Już w pierwszym epizodzie widzimy go szybującego gdzieś w kosmosie i obserwującego planety kiedy płacz dziecka skierował go na ziemię. Po wylądowaniu za pomocą melonika szybko się powiększył (był przecież niewiele większy od mrówki) a pojazd swój który nie uległ powiekszęniu schował do kieszeni marynarki.






Pan Tau to serial liczący 33 odcinki produkcji czechosłowackiej we współpracy z niemiecką telewizją. Pilotażowy odcinek został wyświetlony w 1966 roku pozostałe odcinki w latach 1969-1978. Całość zakończyła wersja kinowa, której premiera odbyła się w 1988 roku. Do Polski Pan Tau dotarł w 1981 roku kiedy to premierowy odcinek wyświetlono w niedzielny wakacyjny poranek - prawdopodobnie w kinie Teleferii.

Cała seria została napisana przez Ota Hogman i wyreżyserowana przez Jindřich Polák'a (ten sam co wyreżyserował serial "Goście" i co ciekawe w serialu tym możemy spotkać aktora grającego Pana Tau). Cała historia jest przyjemna, zabawna ale zawierająca problemy ówczesnych dzieci, na które Pan Tau miał zawsze gotowe rozwiązanie. Do tego celu zawsze posługiwał się swoim magicznym melonikiem i poprzez stukanie w niego mógł się zamienić w kukiełkę by ukryć się przed dorosłymi albo wyczarować inne bardziej lub mniej pożądane przedmioty. Co ciekawe - pojawiał się tylko dzieciom, którym pomagał rozwiązywać problemy i spełniać ich najskrytsze marzenia a dla dorosłych pozostawał niewidzialny.
W roli tytułowej mogliśmy zobaczyć czeskiego aktora Otto Simanka (1925-1992), którego również mogliśmy obejrzeć w serialach "Goście", "Arabela" i "Lucie, postrach ulicy". Cztery lata przed śmiercią, w 1988 roku, po raz ostatni wcielił się w rolę postaci, która była rozpoznawalna jeszcze kilkanaście lat temu przez większość dzieci. Tym razem w wersji kinowej "Pan Tau" musiał stawić czoła wyzwaniom jakimi była podwójna rola i niestety - upływający już czas ...


poniedziałek, 9 stycznia 2017

Szogun

Magia tego serialu na telewizyjnym ekranie sparawiała, że kiedy zaczęła się jego emisja na początku 1985 roku, o godzinie 20-tej pustoszały ulice a zza prawie każdej firanki prześwitywał błękitny odblask włączonego odbiornika. Cofaliśmy się w czasie o przeszło 400 lat i prawie przez godzinę przebywaliśmy w niezwykłym świecie starej kultury, obcych praw i obyczajów - w Japonii.

Jest rok 1600. Cesarstwo Japonii przeżywa niepewny okres. Faktyczną władzę sprawują feudalni panowie, a kraj, rozbity i wykrwawiony po ponad stuleciu wojen domowych, powoli jest jednoczony przez ambitnych dowódców. Tymczasem Japonia staje się obiektem zainteresowania Hiszpanów i Portugalczyków, którzy, rywalizując o wpływy, snują intrygi polityczne. W tym zwrotnym momencie historii, podczas sztormu u wybrzeży kraju rozbija się holenderski żaglowiec "Erasmus". Nawigator okrętu - Anglik John Blackthorne dostaje się do japońskiej niewoli i postawiony zostaje przed obliczem wielkiego pana Toranagi. Żeglarz zostaje wbrew swej woli wciągnięty w walkę feudalnych rodów walczących o dominację nad krajem.

Tak w skrócie przedstawia się zarys fabuły amerykańskiego serialu "Szogun" w reżyserii Jerry'ego Londona. Serial nakręcony na podstawie wydanej w roku 1975 powieści pod tym samym tytułem pióra Jamesa Clavella, a sam autor czuwał bacznie nad produkcją. Fabuła książki (jak i scenariusza) została luźno oparta na losach angielskiego żeglarza Williama Adamsa, pierwszego w historii Europejczyka, który dostąpił zaszczytu pasowania na samuraja. Postać ta po dziś dzień darzona jest w Japonii wielkim szacunkiem. Pierwowzorem postaci daimyo Toranagi był zaś Ieyasu Tokugawa, który w bitwie pod Sekigaharą (21 października 1600) zdławił siły rywali i dał początek dynastii szogunów z rodu Tokugawa, sprawującej faktyczną władzę nad Japonią przez ponad 250 lat, aż do 1868.


W Europie "Szogun" najpierw zadebiutował w roku 1980 kinach w postaci 125-minutowego filmu, który - choć ogółem skrócony względem oryginalnego materiału - zawierał więcej nagości i brutalnych scen, usuniętych podczas montażu wersji telewizyjnej. Później w telewizji pojawiła się dłuższa wersja serialowa. Po raz pierwszy na naszych ekranach serial zagościł w Nowy Rok 1985, kolejne odcinki wyświetlane były w niedzielne wieczory. Z miejsca przykuł przed telewizorami rzesze widzów. Podobnie jak w przypadku "Niewolnicy Isaury", serial wnosił w codzienne życie pewien powiew egzotyki. Niewątpliwie wpłynął też na zainteresowanie historią i kulturą Kraju Kwitnącej Wiśni. Anjin-san, pan Toranaga i inni bohaterowie serii stali się stałymi gośćmi w naszych domach. Wielu ludzi tak planowało dzień, by obejrzeć kolejny odcinek.
Zdradzenie przebiegu fabuły byłoby zbrodnią, której nie zmyje nawet seppuku; tych, którzy serialu jak dotąd nie widzieli zachęcam do jak najszybszego nadrobienia zaległości. O jego sukcesie przesądziły wartka akcja, drobiazgowe odwzorowanie realiów feudalnej Japonii (kostiumy, scenografia) i przede wszystkim ponadczasowość historii o miłości, wojnie i zderzeniu dwóch odmiennych kultur. Za budującą klimat muzykę odpowiadał Maurice Jarre, ojciec pioniera muzyki elektronicznej Jeana Michel Jarre’a. Nie można zapomnieć również o kapitalnej grze Richarda Chamberlaina, czyli serialowego Blackthorne'a. Co ciekawe, nie był on pierwszym kandydatem do roli żeglarza. Producenci oraz autor książki z początku chcieli obsadzić w głównej roli Seana Connery’ego, ten jednak odrzucił propozycję. Innymi kandydatami byli Roger Moore i Albert Finney. Trudno dziś jednak wyobrazić sobie, by Chamberlaina mógł zastąpić ktoś inny. Dzięki rolom w serialach "Szogun" oraz "Ptaki ciernistych krzewów" Chamberlain zyskał nad Wisłą niesamowitą popularność. Kiedy w latach 90. przyleciał do Polski, aby odebrać Telekamerę "Tele Tygodnia" dla najpopularniejszej gwiazdy zagranicznej, witano go jak króla, a na jego cześć wydano uroczysty obiad w Łazienkach. Wizytę w Polsce aktor wspominał bardzo ciepło, zwłaszcza przechadzkę późnym wieczorem po warszawskiej Starówce.

Oprócz Chamberlaina w obsadzie znalazło się wielu innych świetnych aktorów. W rolę Toranagi wcielił się legendarny Toshiro Mifune, znany przede wszystkim z dzieł Akiry Kurosawy. Portugalczyka, Vasco Rodrigueza grał John Rhys Davies, którego młodsze pokolenie widzów kojarzy zapewne z roli krasnoluda Gimliego w ekranizacji "Władca Pierścien

Ciekawym zabiegiem było pozostawienie wszystkich kwestii wypowiadanych po japońsku w wersji oryginalnej. Producenci wyszli bowiem z założenia, że widz powinien wczuć się w pozycję zagubionego na obcej ziemi żeglarza i rozumieć tylko to, co on. Dlatego też dialogi japońskie nie były przełożone na angielski (wyjątkiem jest np. wewnętrzny monolog Toranagi w finale serialu); za tłumacza Blackthorne'owi służyła piękna lady Toda Mariko (w tej roli Yoko Shimada).

"Szogun" był też serialem, który zmienił oblicze amerykańskiej i światowej telewizji, gdyż przełamywał tabu dotyczące brutalności i seksualności - po raz pierwszy na małym ekranie pokazano sceny tortur, ścięcia głowy człowieka, załatwiania potrzeb fizjologicznych oraz nagie ciało kobiety (pamiętna scena kąpieli Lady Mariko). Tym samym "Szogun" przetarł szlak dla wielu późniejszych seriali. Wprawdzie na tle dzisiejszych historycznych produkcji jak "Wikingowie" czy "Piraci" wspomniane sceny mogą wydawać się dość niewinne, być może bez "Szoguna" owe serie mogłyby w ogóle nie powstać.

Na koniec warto wreszcie dodać o polskim akcencie w serialu. W rolę portugalskiego kapitana Ferreiry wcielił się Władysław Sheybal. Ten urodzony w 1923 roku w Zgierzu aktor, którego życiorys sam mógłby posłużyć za kanwę filmowego scenariusza (podczas II wojny światowej Sheybal za działalność konspiracyjną został aresztowany i skazany na śmierć, jednakże udało mu się uciec) w roku 1957 wyemigrował do Wielkiej Brytanii. Gdy postanowił wrócić do aktorstwa, zmieniwszy uprzednio imię na łatwiejsze do wymówienia dla obcokrajowców Vladek, szybko odniósł sukces, grając w licznych filmach i serialach, najczęściej role charakterystyczne obcokrajowców i szwarccharakterów.
Wydawać by się mogło, że międzynarodowe sukcesy naszego rodaka powinny się stać chlubą dla ówczesnej Polski - nic bardziej mylnego. Władza ludowa nie darzyła "Vladka" zbytnią sympatią. Pozostając na Zacho¬dzie i grając w antyradzieckich filmach szpiegowskich (m.in. w "Pozdrowieniach z Rosji" z cyklu o Jamesie Bondzie) znalazł się na cenzurowanym, odmówiono mu nawet wizy wjazdowej na pogrzeb rodziców. Przez długi czas w stosunku do jego osoby panowała w PRL narzucona przez władze zmowa milczenia, co zaczęło ulegać zmianie dopiero w latach osiemdziesiątych. Do ojczyzny Władysław Sheybal już nie powrócił, choć dane było mu dożyć upadku Żelaznej Kurtyny, która go z nią rozdzieliła. Zmarł w Londynie w roku 1992.

Źródło: http://www.nostalgia.pl

Tajemniczy Duch








 Tajemniczy duch jest rzeczywiście bardzo tajemniczą produkcją, zwłaszcza, że – według moich informacji – serial ten emitowany był u nas tylko raz i nigdy więcej nie został powtórzony. Tym bardziej jednak wydaje się godnym odnotowania, gdyż wrył się w pamięci wielu widzów, a dla niektórych z nich okazał się koszmarem dzieciństwa mogącym konkurować chyba tylko z rodzimym diabłem Piszczałką i marszem wilków z "Akademii Pana Kleksa". Wątek dziadka-robota i jego trzeciego oka powraca jak bumerang w internetowych dyskusjach na temat identyfikacji tytułów starych seriali. Rozwiejmy więc te mroki tajemnicy...
"Spuk von draußen" – bo tak brzmi oryginalny tytuł, który można dosłownie przetłumaczyć jako "Zjawa z zewnątrz" bądź też "Głosy z zewnątrz" – to 9-odcinkowy serial dla małego widza wyprodukowany i wyświetlany w ówczesnym NRD w roku 1987-1988. Polscy widzowie mogli zobaczyć w piątkowe poranki latem 1990 roku w ramach Kina Teleferii. Właściwie jest to trzeci serial z cyklu "Spuk", którego nadrzędnym tematem były duchy i zjawy; poszczególne części serii nie były jednak bezpośrednio powiązane między sobą fabularnie. Cykl ten kontynuowany był również po zjednoczeniu Niemiec, aż do roku 2002. Produkcję wyreżyserował Günter Meyer.
 
Czołówka serialu "Tajemniczy Duch"

Akcja serialu toczy się w niewielkim miasteczku Bärenbach położonym gdzieś w Saksonii, w górach Rudawach. Tutaj właśnie przyjeżdża na wakacje rodzina Habermannów, pragnąc odpocząć od zgiełku codziennego życia w Berlinie. Malowniczy zakątek tak wpada Habermannom w oko, że postanawiają przyjąć zaproszenie burmistrza i zamieszkać w Bärenbach na stałe. Wprowadzają się do starego domu, w którym jako jedyny lokator zamieszkuje dziwaczny starszy pan zwany dziadkiem Rodenwaldem (w tej roli Hajo Müller) – wszyscy poprzedni mieszkańcy wyprowadzali się zawsze w pośpiechu. Okoliczni mieszkańcy twierdzą, że domostwo jest nawiedzone, ale głowa rodziny, doktor Jürgen Habermann (Wolf-Dieter Lingk) – lekarz i człowiek nauki odrzuca takie przesądy.

Latorośle Habermannów – siostry Max i Moritz (w tych rolach Kathrin Bachert i Janine Demuschewsky) oraz ich brat Torsten (Maurice Zirm) prędko zaprzyjaźniają się z ich nowym współlokatorem. Poznają również lokalne opowieści o duchach, w tym legendę o hrabim, który rzekomo wytwarzał złoto i zginął zabity w zamieszkiwanym przez Habermannów domu. Kiedy w otoczeniu zaczynają dziać się niewytłumaczalne rzeczy, rodzeństwo nabiera przekonania, że w domu rzeczywiście straszy; także dziwne zachowanie dziadka Rodenwalda wzbudza w dzieciach podejrzenia i powoduje, że postanawiają go śledzić. Wkrótce odkrywają one, że sympatyczny staruszek to w rzeczywistości robot o oznaczeniu RO-101, a jego zadaniem jest strzec domu w imieniu kosmitów z planety Obskura. Obcy ci wybudowali dom w czasach średniowiecza jako swoją letnią kwaterę i to właśnie aktywność pozaziemskich istot zrodziła miejscowe podania o duchach i zjawach. Tymczasem miasteczko i jego okolice zostają wybrane przez filmowców z DEFY (Deutsche Film AG, DEFA – państwowa wytwórnia filmowa w NRD) jako plenery do nakręcenia inspirowanego miejscowymi legendami filmu historycznego, a córki państwa Habermannów dostają w nim angaż.
Jak wychodzi na jaw, do konstrukcji posiadłości użyto materiałów nielegalnie wykradzionych z planety Obskura. Trzej kosmici przybywają więc na Ziemię, aby zabrać materiały – dom oraz robota – z powrotem na swoją macierzystą planetę. Pojawienie się trzech przybyszy, którzy nie odwiedzali Ziemi od czasów średniowiecza wprowadza mnóstwo zamieszania i jest źródłem wielu nieporozumień i zabawnych scen między nimi, a ekipą filmową i ludową policją. Jednak czy dzieci i ich ukochany nowy dziadek Rodenwald będą chcieli się rozstać?

Co spowodowało, że "Tajemniczy duch" tak zapisał się w pamięci widzów? Wyświechtane to nieco, ale najprostszą odpowiedzią jest jedno słowo – klimat. Każdy odcinek rozpoczynał się charakterystyczną sekwencją, w której po wybiciu godziny dwunastej, narrator – a właściwie jego górna połowa – wychodzi niczym duch z obrazu, po czym (połączywszy się z nogami) zasiada za biurkiem i snuje opowieść (w tej roli wystąpił scenarzysta i pomysłodawca serii Claus Ulrich Wiesner).
Jak widać, już sama czołówka wskazywała, że to serial "z dreszczykiem". Najwięcej strachu wzbudzała w nas sama postać dziadka, z jego bladą charakteryzacją i mechanicznymi częściami ciała. Za pomocą trzeciego oka z tyły głowy mógł obserwować, co dzieje się za nim, a rozmowy podsłuchiwał przyklejając swoje ucho do drzwi lub ściany. Do tajnego pomieszczenia w piwnicy dostawał się za pomocą windy, wejście do której znajdowało się ukryte w skrzyni. Tam ładował baterie i pozbywał się jedzenia z wmontowanej w brzuchu szufladki. Wszystko to mogło rzeczywiście sprawiać upiorne wrażenie. Jednak mimo wszystko była to postać ze wszech miar sympatyczna. Może więc tak często wspominamy i postać dziadka i serial, bo był to film z gatunku "dla tych, co się lubią bać"?

Ciekawostką jest, że serialowe wschodnioniemieckie miasteczko Bärenbach w rzeczywistości… nie istnieje – owszem, są niemieckie miejscowości o tej nazwie, ale leżą one w zachodnich Niemczech, co przeoczyli skwapliwi na ogół cenzorzy. Większość scen plenerowych nakręconych zostało w Thum, rodzinnym mieście reżysera, oraz okolicznych miejscowościach, jak Ehrenfriedersdorf. Także niektóre widoczne w Bärenbach obiekty jak ratusz, czy sklep pani Riedel, to autentyczne budynki w Thum. Sceny w górach nakręcono w rejonie charakterystycznych formacji skalnych znanych jako Greifensteine. Zdjęcia wewnątrz powstały w atelier DEFA w Poczdamie, tam też wybudowano scenografię dla nawiedzonego domu. Zamczysko widoczne w niektórych ujęciach dziejących się na zewnątrz domu to zamek Rochsburg, leżący w pobliżu Lunzenau, ok. 25 km na północ od Chemnitz (za czasów NRD Chemnitz zwane było Karl-Marx-Stadt). W serialu "zagrał" również zamek Kriebstein położony nieopodal miasta Waldheim.
Sprytne operatorskie sztuczki "stworzyły" fikcyjne miasteczko, a kamienne niedźwiedzie ustawione jako dekoracja w obydwu lokacjach sprytnie maskowały fakt, że poszczególne miejsca akcji oddalone są tak naprawdę od siebie o kilkadziesiąt kilometrów.

Źródło: http://www.nostalgia.pl

Gwiazdkowy prezent


Gdy byliśmy małymi dziećmi, wielu z nas być może zastanawiało się, co też porabiają nasze lalki i pluszaki, gdy nikogo z nas nie ma w pobliżu. O tym właśnie opowiada bożonarodzeniowy film telewizyjny z roku 1986 pt. "Gwiazdkowy prezent" (The Christmas Toy) wyprodukowany przez studio Jima Hensona.


W domu państwa Jones nadszedł czas świąt. Najmłodsze latorośle - Zosia i Adaś (Jamie i Jesse w oryginalnej, angielskiej wersji językowej) niecierpliwie oczekują na prezenty od Świętego Mikołaja. Ale gdy zamkną się drzwi dziecięcego pokoju, zabawki zaczynają żyć własnym życiem. Muszą jednak być ostrożne, gdyż przyłapane przez ludzi poza swoim miejscem "zapadają w sen" i zamierają w bezruchu na zawsze. Koń Belmont przynosi swym pobratymcom nowinę - w domu pojawiła się choinka! Zabawki wpadają w ferwor świątecznych przygotowań na przybycie nowych "gości". Tylko ulubiona maskotka Zosi, egocentryczny pluszowy tygrysek Rugby, który był zeszłorocznym prezentem, nie do końca rozumie, na czym polegają święta. Wydaje mu się, że wystarczy wskoczyć do pudełka, aby zostać rozpakowanym na nowo.


I choć lalka Ania (którą to tygrysek właśnie zastąpił w roli ukochanej zabawki) próbuje przemówić mu do rozumu, ten wymyka się z pokoju i podejmuje lekkomyślną eskapadę pod drzewko. Towarzyszy mu Mimi, zabawka kota państwa Jones. Za nimi wyrusza akcja ratunkowa. Nieodpowiedzialny tygrys uwalnia z pudełka nową zabawkę – lalkę Meteorę, królową asteroidów. Bohaterowie muszą doprowadzić wszystko do porządku i wrócić niezauważeni na czas do dziecięcego pokoju.

 

Chociaż trudno w to uwierzyć, ta opowieść powstała dzięki sponsoringowi… koncernu spożywczego Kraft Foods, a oryginalnej emisji towarzyszyły reklamy produktów tejże sieci. Być może film podzieliłby los wielu zrobionych na kolanie produkcji klasy B, gdyby realizacji projektu nie powierzono studiu Jima Hensona, twórcy Muppet Show. Postacie zabawek wprawili w ruch i obdarzyli głosem w oryginalnej wersji językowej artyści znani z ról Muppetów i Fraglesów, jak na przykład Dave Goelz (Rugby) czyli Gonzo, Kathryn Mullen (Ania), czyli Fragles Mokey czy też zmarły w 1992 Richard Hunt (koń Belmont), czyli Scooter. No i oczywiście sam Henson, który użyczył głosu otwierającemu i zamykającemu film żabie Kermitowi.



Znane z profesjonalizmu studio i tu nie zawiodło. Oprócz głównych postaci także każdy z drugo- i trzecioplanowych bohaterów posiada jakiś wyróżnik i charakterystyczną cechę – jak roztrzepany Pierrot, poważny stary, wyleniały miś czy wiecznie przebierająca w strojach, wzorowana zapewne na Barbie lalka. Niektóre z nich pojawiają się na ekranie zaledwie na kilka minut (bądź sekund), ale dzięki temu czuć, że rezydenci pokoju dziecięcego naprawdę tworzą żywą społeczność.
Za historię odpowiadają scenarzystka Laura Philips i reżyser Eric Till, muzykę skomponował Jeff Moss. I to właśnie dzięki ich wyobraźni udało się nakręcić film, który oddaje świetnie atmosferę oczekiwania na Święta, pobudza uczucie nostalgii i sentymentu do lat dzieciństwa, a nade wszystko przypomina – choć w filmie brak wątków stricte religijnych – co tak naprawdę w te dni jest najważniejsze. Bo gdy Mimi zostaje nakryta przez ludzi i "zapada w sen", Rugby zdaje sobie sprawę jak samolubnym zachowaniem naraził na ryzyko swoich przyjaciół. Ale przecież Święta to magiczny czas. Przyjaźń wygrywa z egoizmem, dawanie okazuje się ważniejsze od brania, miłość zwycięża śmierć. Nawet zamarłe zabawki mogą wrócić do życia. W końcu Boże Narodzenie to czas cudów. Warto także wspomnieć, że program zdobył nominację do prestiżowej nagrody Emmy. Na kanwie "Gwiazdkowego prezentu" powstał również 13-odcinkowy serial "Sekretne życie zabawek" (The Secret Life of Toys).

Polska wersja językowa w niczym nie ustępowała tej oryginalnej dzięki świetnym dialogom Joanny Klimkiewicz. Całość wyreżyserował Krzysztof Szuster, zaś sprawca całego zamieszania, czyli tygrysek Rugby przemówił głosem Krzysztofa Krupińskiego. Nasza telewizja po raz pierwszy pokazała "Gwiazdkowy prezent" jako wieczorynkę w wigilijny wieczór 24 grudnia 1987r. W następnych latach film kilka razy wracał okazyjnie na antenę w sezonie gwiazdkowym, by w końcu wypaść ze świątecznej ramówki – oby nie na zawsze.

źródło: http://muppet.wikia.com 
http://www.nostalgia.pl