piątek, 21 kwietnia 2017

Czarna Żmija




 
Uf, formuła tego serialu jest bardzo dziwna z tego prostego względu, że tak naprawdę są to cztery seriale, powiązane jedynie postacią... chociaż nie, postacią też nie, bo to cztery różne postaci... dobra, powiązane ze sobą osobą Rowana Atkinsona (Jasia Fasolę kojarzysz? ;) ) i opowiada o... hm, dziejach rodu Blackadder. A żeby było śmieszniej, serii jest więcej niż cztery... eeee... dokładnie to chyba z dziesięć, ale tylko cztery to seriale telewizyjne, więc nimi się zajmiemy.
Każda z serii osadzona jest w innym okresie historycznym – pierwsza w mrocznym średniowieczu, druga w wieku XVI, trzecia w XIX, czwarta podczas I Wojny Światowej. We wszystkich Atkinson wciela się w podejrzanie-podobnych-do-siebie-przodków-potomków o identycznych imionach (Edmund), identycznej twarzy i podobnym charakterze (chociaż pierwszy Edmund najbardziej odstaje od reszty – bardziej przypomina wioskowego głupka, trochę w stylu Jasia Fasoli, nie ma w sobie wiele ze szczwanego, cynicznego oportunisty, którym to staną się jego potomkowie).

Tedy (od „więc” nieładnie zacząć zdanie, stąd to „tedy” ;) ) tak naprawdę obserwujemy dzieje rodu szlacheckiego, a nie konkretnej postaci, co samo w sobie jest zabiegiem interesującym i pewnym novum. Zabawne, jak kolejni Edmundowie stają się coraz przebieglejsi i coraz bardziej nieprzyjemni, a ród coraz bardziej ubożeje (w pierwszej serii głupkowaty główny bohater przypadkiem pomógł zdobyć rodzinie wysoką pozycję w społeczeństwie angielskim, w kolejnych próbuje zdobyć fortunę, lecz niezbyt mu to wychodzi). Co jeszcze zabawniejsze – choć najbardziej odpowiadało mi tło historyczne pierwszej serii, to jednak im dalej w las, tym więcej drzew, jak to powiada mądrość ludowa i każda kolejna jest lepsza od poprzedniej.
Jako że jest to produkcja z udziałem Rowana Atkinsona (a często i napisana przez Atkinsona) spodziewać się możemy całej masy absurdalnych, niesamowicie zabawnych sytuacji (choć niektórzy uznać mogą je za bardziej głupie niż zabawne ;) ) i... całkiem dobrej fabuły! O tak, jak na absurdalną komedię angielską jest to osiągnięcie dość spore!

I sam Atkinson radzi sobie nad wyraz dobrze – jeżeli ktokolwiek z Was kiedykolwiek i gdziekolwiek wątpił w jego zdolności aktorskie, niech obejrzy sobie ten serial!
Może jestem nieco mało obiektywny (choć przecież „nie istnieją fakty, jedynie interpretacje”), bo to jeden z moich seriali i muszę być nad wyraz subiektywny, ale „Czarna Żmija” jest w(y)dechowa! To prawie opus magnum Rowana Atkinsona (prawie, bo jest jeszcze pierwsze miejsce na tej liście) i rzecz, z którą warto się zapoznać.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz