poniedziałek, 9 stycznia 2017

Szogun

Magia tego serialu na telewizyjnym ekranie sparawiała, że kiedy zaczęła się jego emisja na początku 1985 roku, o godzinie 20-tej pustoszały ulice a zza prawie każdej firanki prześwitywał błękitny odblask włączonego odbiornika. Cofaliśmy się w czasie o przeszło 400 lat i prawie przez godzinę przebywaliśmy w niezwykłym świecie starej kultury, obcych praw i obyczajów - w Japonii.

Jest rok 1600. Cesarstwo Japonii przeżywa niepewny okres. Faktyczną władzę sprawują feudalni panowie, a kraj, rozbity i wykrwawiony po ponad stuleciu wojen domowych, powoli jest jednoczony przez ambitnych dowódców. Tymczasem Japonia staje się obiektem zainteresowania Hiszpanów i Portugalczyków, którzy, rywalizując o wpływy, snują intrygi polityczne. W tym zwrotnym momencie historii, podczas sztormu u wybrzeży kraju rozbija się holenderski żaglowiec "Erasmus". Nawigator okrętu - Anglik John Blackthorne dostaje się do japońskiej niewoli i postawiony zostaje przed obliczem wielkiego pana Toranagi. Żeglarz zostaje wbrew swej woli wciągnięty w walkę feudalnych rodów walczących o dominację nad krajem.

Tak w skrócie przedstawia się zarys fabuły amerykańskiego serialu "Szogun" w reżyserii Jerry'ego Londona. Serial nakręcony na podstawie wydanej w roku 1975 powieści pod tym samym tytułem pióra Jamesa Clavella, a sam autor czuwał bacznie nad produkcją. Fabuła książki (jak i scenariusza) została luźno oparta na losach angielskiego żeglarza Williama Adamsa, pierwszego w historii Europejczyka, który dostąpił zaszczytu pasowania na samuraja. Postać ta po dziś dzień darzona jest w Japonii wielkim szacunkiem. Pierwowzorem postaci daimyo Toranagi był zaś Ieyasu Tokugawa, który w bitwie pod Sekigaharą (21 października 1600) zdławił siły rywali i dał początek dynastii szogunów z rodu Tokugawa, sprawującej faktyczną władzę nad Japonią przez ponad 250 lat, aż do 1868.


W Europie "Szogun" najpierw zadebiutował w roku 1980 kinach w postaci 125-minutowego filmu, który - choć ogółem skrócony względem oryginalnego materiału - zawierał więcej nagości i brutalnych scen, usuniętych podczas montażu wersji telewizyjnej. Później w telewizji pojawiła się dłuższa wersja serialowa. Po raz pierwszy na naszych ekranach serial zagościł w Nowy Rok 1985, kolejne odcinki wyświetlane były w niedzielne wieczory. Z miejsca przykuł przed telewizorami rzesze widzów. Podobnie jak w przypadku "Niewolnicy Isaury", serial wnosił w codzienne życie pewien powiew egzotyki. Niewątpliwie wpłynął też na zainteresowanie historią i kulturą Kraju Kwitnącej Wiśni. Anjin-san, pan Toranaga i inni bohaterowie serii stali się stałymi gośćmi w naszych domach. Wielu ludzi tak planowało dzień, by obejrzeć kolejny odcinek.
Zdradzenie przebiegu fabuły byłoby zbrodnią, której nie zmyje nawet seppuku; tych, którzy serialu jak dotąd nie widzieli zachęcam do jak najszybszego nadrobienia zaległości. O jego sukcesie przesądziły wartka akcja, drobiazgowe odwzorowanie realiów feudalnej Japonii (kostiumy, scenografia) i przede wszystkim ponadczasowość historii o miłości, wojnie i zderzeniu dwóch odmiennych kultur. Za budującą klimat muzykę odpowiadał Maurice Jarre, ojciec pioniera muzyki elektronicznej Jeana Michel Jarre’a. Nie można zapomnieć również o kapitalnej grze Richarda Chamberlaina, czyli serialowego Blackthorne'a. Co ciekawe, nie był on pierwszym kandydatem do roli żeglarza. Producenci oraz autor książki z początku chcieli obsadzić w głównej roli Seana Connery’ego, ten jednak odrzucił propozycję. Innymi kandydatami byli Roger Moore i Albert Finney. Trudno dziś jednak wyobrazić sobie, by Chamberlaina mógł zastąpić ktoś inny. Dzięki rolom w serialach "Szogun" oraz "Ptaki ciernistych krzewów" Chamberlain zyskał nad Wisłą niesamowitą popularność. Kiedy w latach 90. przyleciał do Polski, aby odebrać Telekamerę "Tele Tygodnia" dla najpopularniejszej gwiazdy zagranicznej, witano go jak króla, a na jego cześć wydano uroczysty obiad w Łazienkach. Wizytę w Polsce aktor wspominał bardzo ciepło, zwłaszcza przechadzkę późnym wieczorem po warszawskiej Starówce.

Oprócz Chamberlaina w obsadzie znalazło się wielu innych świetnych aktorów. W rolę Toranagi wcielił się legendarny Toshiro Mifune, znany przede wszystkim z dzieł Akiry Kurosawy. Portugalczyka, Vasco Rodrigueza grał John Rhys Davies, którego młodsze pokolenie widzów kojarzy zapewne z roli krasnoluda Gimliego w ekranizacji "Władca Pierścien

Ciekawym zabiegiem było pozostawienie wszystkich kwestii wypowiadanych po japońsku w wersji oryginalnej. Producenci wyszli bowiem z założenia, że widz powinien wczuć się w pozycję zagubionego na obcej ziemi żeglarza i rozumieć tylko to, co on. Dlatego też dialogi japońskie nie były przełożone na angielski (wyjątkiem jest np. wewnętrzny monolog Toranagi w finale serialu); za tłumacza Blackthorne'owi służyła piękna lady Toda Mariko (w tej roli Yoko Shimada).

"Szogun" był też serialem, który zmienił oblicze amerykańskiej i światowej telewizji, gdyż przełamywał tabu dotyczące brutalności i seksualności - po raz pierwszy na małym ekranie pokazano sceny tortur, ścięcia głowy człowieka, załatwiania potrzeb fizjologicznych oraz nagie ciało kobiety (pamiętna scena kąpieli Lady Mariko). Tym samym "Szogun" przetarł szlak dla wielu późniejszych seriali. Wprawdzie na tle dzisiejszych historycznych produkcji jak "Wikingowie" czy "Piraci" wspomniane sceny mogą wydawać się dość niewinne, być może bez "Szoguna" owe serie mogłyby w ogóle nie powstać.

Na koniec warto wreszcie dodać o polskim akcencie w serialu. W rolę portugalskiego kapitana Ferreiry wcielił się Władysław Sheybal. Ten urodzony w 1923 roku w Zgierzu aktor, którego życiorys sam mógłby posłużyć za kanwę filmowego scenariusza (podczas II wojny światowej Sheybal za działalność konspiracyjną został aresztowany i skazany na śmierć, jednakże udało mu się uciec) w roku 1957 wyemigrował do Wielkiej Brytanii. Gdy postanowił wrócić do aktorstwa, zmieniwszy uprzednio imię na łatwiejsze do wymówienia dla obcokrajowców Vladek, szybko odniósł sukces, grając w licznych filmach i serialach, najczęściej role charakterystyczne obcokrajowców i szwarccharakterów.
Wydawać by się mogło, że międzynarodowe sukcesy naszego rodaka powinny się stać chlubą dla ówczesnej Polski - nic bardziej mylnego. Władza ludowa nie darzyła "Vladka" zbytnią sympatią. Pozostając na Zacho¬dzie i grając w antyradzieckich filmach szpiegowskich (m.in. w "Pozdrowieniach z Rosji" z cyklu o Jamesie Bondzie) znalazł się na cenzurowanym, odmówiono mu nawet wizy wjazdowej na pogrzeb rodziców. Przez długi czas w stosunku do jego osoby panowała w PRL narzucona przez władze zmowa milczenia, co zaczęło ulegać zmianie dopiero w latach osiemdziesiątych. Do ojczyzny Władysław Sheybal już nie powrócił, choć dane było mu dożyć upadku Żelaznej Kurtyny, która go z nią rozdzieliła. Zmarł w Londynie w roku 1992.

Źródło: http://www.nostalgia.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz