
Stare miał dżinsy, starą koszulę,
W dziurawych kamaszach szedł,
Z odwagą w sercu, z dumą na twarzy,
Czy dobrze było, czy źle,
Czy dobrze było, czy źle.
W dziurawych kamaszach szedł,
Z odwagą w sercu, z dumą na twarzy,
Czy dobrze było, czy źle,
Czy dobrze było, czy źle.
Wróćmy jednak do serialu. Jest on czwartą i ostatnią adaptacją powieści Adama Bahdaja, którą wyreżyserował Stanisław Jędryka (wcześniejsze to oczywiście "Podróż za jeden uśmiech", "Wakacje z duchami" i "Do przerwy 0:1")
Gdzie świat szeroki, droga daleka
Pod dachem utkanym z gwiazd
Księżyc mu kumplem, głód był kolegą
Tak przewędrował sto miast.
Pod dachem utkanym z gwiazd
Księżyc mu kumplem, głód był kolegą
Tak przewędrował sto miast.

Ponieważ poprzednie seriale Stanisława Jędryki cieszyły się dużą popularnością to i scenariusz do nowego serialu władza zaakceptowała bez żadnych zastrzeżeń.
Serial ten nie doczekał się wersji kinowej (Do przerwy 0:1 i Podróż za jeden uśmiech miały swoje wersje kinowe). W 2004 roku reżyser znalazł sprzyjające grono ludzi i z materiałów zmontował pełnometrażową wersję Stawiam na Tolka Banana. Niestety, pojawił się spór dotyczący praw autorskich i do emisji filmowej wersji nie doszło. Szkoda.

Cały serial nakręcono w ciągu trzech miesięcy. Jego akcja rozgrywała się w Warszawie. Zanim zaczęto go kręcić okazało się, że wnętrze starych magazynów na warszawskiej Pradze, które służyło za siedzibę "gangu Karioki" miało być z dnia na dzień wyburzone. Toteż zdjęcia, które rozpoczęły się musiały skupić się na tych magazynach dopiero później można było kręcić gdzie indziej. Po zburzeniu magazynów ekipa filmowa dokręciła końcowe sceny w którym bohaterowie odwiedzają ruiny swojej dawnej siedziby.

Premiera serialu odbyła się we wrześniu 1973 roku. Było to kino "Ekranu z Bratkiem". Emisja jego spotkała się z nieprawdopodobnym odbiorem widzów. Jak się okazało, oglądano go też w innych kręgach. Po pierwszym odcinku redaktorzy odbrali telefon z KC PZPR. "Jakiś zatroskany towarzysz sugerował, by przerwać emisję - mówi Marek Bahdaj - "Argumentował w ten sposób : 'Co wy tam w telewizji pokazujecie ? Jakieś gangi młodzieżowe, margines społeczny, bazary... tak jakby nie było przyzwoitych organizacji młodzieżowych w naszym kraju'. Na szczęście nikt się tego towarzysza nie przestraszył".
"Serial był na sympozjum w Związku Radzieckim jedynym filmem telewizyjnym o tematyce współczesnej" - opowiadał reżyser - "Krytycy radzieccy z uznaniem mówili o jego walorach pedagogicznych, psychologicznych i wychowawczych".

Aktor grający postać Filipka, Sergiusz Lach w stanie wojennym nabrał komunistyczne władze i wyjechał do Sztokholmu, rzekomo do umierającej matki. Oczywiście była to podróż w jedną stronę i stamtąd już nie wrócił. Dorobił się sklepu za granicą (obecnie nie wiem czy go jeszcze nie prowadzi) - słowem cały Filipek! :)
Ciekawostką jest to, że do płyty DVD z serialem "Stawiam na Tolka Banana" jest dodatek dokumentalny zatytułowany "Tolek Banan i inni". Jest to dokument wyreżyserowany przez Stanisława Jędrykę w 1995 roku opowiadających o dalszych losach nastoletnich aktorów, grających w tym serialu. Jak się potoczyły ich losy ? Co ciekawego wynieśli z serialu, kim są teraz ? To wszystko znajdziecie właśnie w 30-minutowym dokumencie.
Nie wszyscy dziecięcy bohaterowie tego serialu żyją wśród nas ... Pierwszy z nich to Andrzej Kowalewicz, serialowy Cygan. Ta rola była jedyną przygodą chłopca w świecie filmu. Jego późniejsze losy są nieznane. Wzruszająca jest scena z filmu dokumentalnego "Tolek Banan i inni" kiedy to filmowi Julek, Cegiełka oraz reżyser Stanisław Jędryka spotykają się przy grobie Jacka Zejdlera, filmowego Tolka Banana (Szymka Krusza) a Cygan wyjmuje skrzypce i zaczyna grać balladę o Tolku Bananie. 17 lat po tym wydarzeniu, 22 października 2012 roku Andrzej Kowalewicz ginie w wypadku samochodowym. Jego grób znajduje się na Cmentarzu Wolskim, obok cerkwi.

JACEK ZEJDLER - ZAGADKOWA ŚMIERĆ
Zagadkowym faktem jest śmierć filmowego "Tolka Banana" czyli Jacka Zajdlera. O jego śmierci krąży wiele hipotez.Przytaczam tutaj fragment wypowiedzi jednego z użytkowników forum "Kino Polska" o pseudonimie Beska.
Kiedy książkę Adama Bahdaja Stawiam na Tolka Banana w 1972 roku przenosił na ekran Stanisław Jędryka, nie spodziewano się, że ta opowieść o grupce trudnej młodzieży, którą zajął się uciekinier z poprawczaka, wywrze taki wpływ na niejedno pokolenie. Dziś ogląda się go ze wzruszeniem nie tylko dlatego, że to serial młodości wielu z nas, że obejrzeć w nim można Warszawę, jakiej już nie ma, i Stadion 10-lecia, na którym uprawiało się sport. Niewiele osób wie bowiem, że Jacka Zejdlera, odtwórcy roli tytułowego bohatera, nie ma już wśród nas.
Dokładnie 30 lat temu po raz pierwszy stanął na scenie teatralnej. W roku 1977 skończył łódzką Filmówkę, rok później zagrał w serialu Do krwi ostatniej. Wróżono mu karierę na miarę Zbyszka Cybulskiego, nazywano polskim Jamesem Deanem. Niestety, podzielił los obu aktorów. Zginął tragicznie w Opolu, w styczniu 1980 roku, w wieku 25 lat...
To zresztą jedyna pewna informacja. Wersji śmierci Jacka jest bowiem kilka. Jedna głosi, że był to wypadek samochodowy, inna, sensacyjna wręcz, że aktor został zamordowany przez Służbę Bezpieczeństwa. Podobno oficjalną przyczyną było zatrucie tlenkiem węgla podczas snu, a rzekomo zatajono fakt, że chłopak był skrępowany w śpiworze sznurkiem albo drutem... To zresztą nie koniec. Niektórzy twierdzą, że Jacek Zejdler utopił się w Wiśle, inni, że ma Mazurach, gdzie podczas zdjęć do nowego filmu miał skoczyć ze statku do wody i popływać, gdyż uchodził za bardzo dobrego pływaka. Ta wersja brzmi najbardziej nieprawdopodobnie, wszak Opole leży nad Odrą, a i mało kto decyduje się na kąpiel na początku stycznia. Jak więc było naprawdę?
- Też chciałem się tego dowiedzieć, gdy kilka lat temu kręciłem dokument o swoich bohaterach - mówi reżyser Stanisław Jędryka. - Porozumiałem się z rodzicami Jacka, jednak nie chcieli wystąpić przed kamerą. Zaraz po jego śmierci pojawiła się bowiem pewna wersja. Myślę, że mimo upływu lat, oni nie życzyliby sobie, żeby o tym wspominać ? kończy reżyser.
O ostatnich chwilach Jacka nie chce też mówić Małgorzata Skoczylas, aktorka, z którą debiutował na teatralnych deskach w Łodzi. - Był młody, a jednocześnie dojrzały. Niepokorny, na wiele rzeczy się nie godził. Zadawał pytania, a jak kochał, to kochał prawdziwie. Kiedyś w szkole miał wielką miłość. I gdy ta dziewczyna go zostawiła, wziął plecak i... po prostu na dwa tygodnie zaszył się w Bieszczadach - wspomina w pani Małgorzata.
Co zatem stało się pod koniec 1979 roku, w Opolu, gdzie Jacek Zejdler przeniósł się, by grać w tamtejszym teatrze? Dziś już wiemy. Sylwestra miał spędzić z dziewczyną, jednak ona wyjechała z innym do Szwecji. Zdradzony i upokorzony, nie wytrzymał tej próby. Jedna decyzja przekreśliła wszystko. Kiedy za ścianą trwała zabawa, zamknął się w domu, wszedł do śpiwora i włożył głowę do piecyka gazowego. Wcześniej wyciągnął korki, żeby nie spowodować wybuchu. Znaleziono go po dwóch dniach...
Pozostała legenda, czarno-biały serial i te słowa piosenki,
A potem odszedł,
odszedł daleko,
za siedem gór, siedem rzek.
Jednak o Tolku
piosnka zostanie,
czy chcecie wierzyć, czy nie...
odszedł daleko,
za siedem gór, siedem rzek.
Jednak o Tolku
piosnka zostanie,
czy chcecie wierzyć, czy nie...








"Przygód
nie zmyśliłem, bo i poco, skoro wystarczy porozmawiać z frontowymi
kolegami, by dowiedzieć się prawdziwych i znacznie ciekawszych niż te
fantazji" - wyznaje autor. Faktycznie, bohaterowie książki zostali
nakreśleni ze sporą dozą realizmu, mieli swoje pierwowzory, ale nie
zawsze oparte na jednej postaci.Janek Kos -
były uciekinier z Gdańska pojawia się w pierwszych scenach gdzieś na
Syberii ponieważ zanim doszło do agresji Niemiec na ZSRR Polaków
deportowano jak najdalej z Polski by nie byli już groźni dla sowieckiej
władzy. Janek Kos miał swego odpowiednika w jednym z najmłodszych
żołnierzy brygady. Rola ta zagrana została przez Janusza Gajosa, który
wypatrzony został przez reżysera w drobnej roli w filmie "Panienka z
okienka" a na potrzeby serialu musiał przefarbować włosy na blond.


Jednak
to wszystko pikuś w porównaniu do turnee załogi pancernych po kraju.
Aktorzy objechali Polskę w 1967 i 1968 roku, niczym gwiazdy rocka.
Janusz Gajos wspomina wypad do Łodzi : "Czterej
pancerni na czołgu mieli przejechać z placu Wolności, Piotrkowską do
Hali Ludowej, gdzie miała się odbyć finałowa impreza. Nikt się nie
spodziewał jednak, że przyjdzie 250 TYSIĘCY osób.
Czołg stał na placu straży pożarnej, a przed nami zbity tłum, masa
dzieci, no i my mamy niby tym czołgiem jechać. Nie zapomnę, jak z
Romkiem Wilhelmim patrzyliśmy na ten falujący tłum i nagle on mówi :
"Popatrz na bramę". Brama wjazdowa była zamknięta na gruby łańcuch, tłum
napierał. I nagle, jakby w złą godzinę powiedział, ten łańcuch pękł,
brama się otworzyła i rzeka ludzi po prostu wlała się na plac.
Uciekaliśmy jak opętani, ze strachu, że nast stratują. Doszło do tego,
że wsadzili każdego z nas w osobny wóz strażacki i na sygnale, bocznymi
ulicami zawieźli do tej hali."
Telewizja zaś uznała że trzeba kontynuowac tą tradycję serialu. "Dzień dobry chłopcy i dziewczęta! Czołem załogi!" -
tak witał dzieci Wojciech Zimiński, dziennikarz, twórca inspiracyjnego
nurtu programów dla dzieci, prowadzący program telewizyjny zatytułowany
"Klub Pancernych". Początkowo przygotowany w pełnej improwizacji,
program przerodził się w wielki ruch w całym kraju. Zlistami od widzów
przychodziły pomysły na kolejne audycje. Podczas pierwszej edycji "Świat
Młodych" rozesłał blisko 100 tysięcy legitymacji dla podwórkowych
załóg. Każda z nich powinna mieć nazwę i jakieś zwierzę, którym
najczęściej był pies, ale były również koty, chomiki i rybki. Na koniec
każdego programu wyznaczano dzieciom społeczne zadanie. Należało
odnaleźć czołgistę-weterana i porozmawiać z nim, wykonać zabawki dla
dzieci w sanatorium, ocieplić budę dla psa lub nauczyć się rozpoznawać
ptaki w locie. Zdarzyło się, że jednej niedzieli ponad 800 tysięcy
dzieci przystąpiło do egzaminu na kartę rowerową.











