poniedziałek, 7 marca 2016

Co mi zrobisz jak mnie złapiesz


Drugi film z wielkiej trylogii Barei i Tyma. Obaj panowie (już pogodzeni) zaserwowali widzom podróż w jeszcze głębsze pokłady niekończącego się absurdu Polski Ludowej, epoki późnego Gierka. Bohaterem (a raczej antybohaterem) filmu jest prominent, dyrektor "Pol-Pimu" Tadeusz Krzakoski. Pewnego dnia wszystko wali mu się na głowę z powodu Danusi, której nieopatrznie zrobił dziecko podczas paryskiej delegacji. Obiecując ożenek z ciężarnym (i skoligaconym z "górą") nieszczęściem, musi za namową asystenta Dudały, rozwieść się ze swoją atrakcyjną żoną, Anną (Krzysztof Kowalewski i Ewa Wiśniewska - małżeństwo na ekranie i w życiu prywatnym). Aby zrzucić winę rozwodową na Annę, Krzakoski wynajmuje swego dawnego kolegę Romana Ferde, by ten zdobył fotograficzne dowody rzekomej niewierności małżonki. Ferde dwoi się i troi a finał jego poszukiwań jest zgoła nieoczekiwany...


"Co mi zrobisz jak mnie złapiesz" to już Bareja w najczystszej, "misiowej" formie. W zasadzie główna oś fabuły, jakkolwiek sprawnie napisana, łącząca wiele wątków i pewnie zmierzająca ku zaskakującemu finałowi, spada na drugi plan, dając pole wątkom pobocznym, pełnym soczystych epizodów, genialnych mikroscenek i wyjątkowo zjadliwego humoru. Bareja i Tym, idąc tropem konstrukcyjnym "Bruneta wieczorową porą", poszli na całość. Konsekwentnie mieszając główny wątek z komediowymi epizodami, można początkowo odnieść wrażenie chaotyczności, gdy zmagania Krzakoskiego, Dudały i Ferde, nagle na kilka minut zostają przerwane zupełnie inną sekwencją, która dopiero pod koniec okazuje się mieć jakikolwiek element wspólny z fabułą filmu. M.in. to właśnie było przyczyną wyjątkowej niechęci komisji kolaudacyjnej (a za strony ówczesnego wiceministra kultury Janusza Wilhelmiego, nawet obrzydzenia), zatwierdzającej film do realizacji a później do rozpowszechniania. Jak wspomina Stanisław Tym, "Co mi zrobisz jak mnie złapiesz", był najbardziej pociętym i zmasakrowanym przez cenzurę ze wszystkich filmów Stanisława Barei.
Dziś wysoko ceni się ten film właśnie dzięki owym scenkom komediowym, wplecionym w główną linię fabularną. Jak tu powstrzymać się od śmiechu, słysząc śmieszno-straszny rozkład dnia chłoporobotnika, który chwali sobie środki komunikacji, bo jeżdżąc do pracy "ma bardzo dobre połączenie" a "śniadania jada na kolację" ? Telewizyjny bełkot można usłyszeć w scenie, kiedy Roman Ferde zachwyca się pokojem hotelowym, a z odbiornika prezenter nadaje wyjątkowe bzdety o "ogólnym bilansie białka w głęboko zacofanej warstwie sanacyjnej rzeczywistości". Podczas wizyty Krzakoskiego w Paryżu, Mrugała opowiada o absurdach języka francuskiego ("- widzi pan ? słowa nie można zrozumieć... wariacki kraj, język idiotyczny !").
W tej samej scenie widać Stanisława Bareję, który oszczędnościowo zabrał ze sobą do Francji jak najmniejszą ekipę i sam, przywdziawszy perukę, musiał wcielić się w żonę sprzedawcy "lżejszych komputerków" ("- ty kończ tę rozmowę ! na ciebie sznycel oczekuje !"). Przytykiem do chorej komunistycznej rzeczywistości była sekwencja na budowie, kiedy ważna komisja tropi złodziei cegieł, co wywołuje szczere zdumienie szofera ("- a co tu kraść, jak wszystko pokradzione ?"). Boki można zrywać przy dylematach roboli, zawieszających na latarniach ulicznych zbyt długi transparent z napisem "uśmiech naszego dziecka, premią za trud wychowawczy" ("- ja bym wyciął "naszego"... no bo jak jest dziecko, to wiadomo, że musi być czyjeś !"). Inny robol rzuca na kupe piachu świeżo pomalowaną - na czerwono ! - klapę bagażnika do malucha, bo "tam jeden dyrektor kalendarze rozdaje", na zeszły rok zręsztą. Aby wejść na teren strzeżonego ośrodka wypoczynkowego, Roman Ferde przedstawia strażnikowi metkę z "przedmiotu rekreacyjnego, dmuchanego". Miłosne piosenki Daniela Olbrychskiego z "Małżeństwa z rozsądku", tu są obecne pod postacią "piosenki pana Koracza o zdrowiu".
Jak zwykle milicja dostała za swoje - funkcjonariusz, dowiedziawszy się, kim jest Danusia, zdążył zbesztać nieomal zabitego przez nią przechodnia ("- co tak na kamieniu siedzicie obywatelu ? wilka chcecie dostać ?") Lecz chyba najsłynniejszym gagiem w całym filmie jest scenka z Jerzym Duszyńskim w roli obrażonego klienta, któremu "kurczaka podaje sprzątaczka brudną ścierką". Riposta Janusza Gajosa w roli kierownika sklepu jest natychmiastowa : "od tego jest ścierka, żeby była brudna", a "podstawowe zasady higieny są takie, że jak się wchodzi, to się puka. A pan wchodzi bez pukania. Z brudną ścierką...". Ech, scena-perełka, o jakości i dowcipie, których próżno szukać we współczesnych polskich komediach.

Źródło: http://www.film.org.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz