poniedziałek, 7 marca 2016

Kochaj albo rzuć

Przeczuwający swój koniec John Pawlak zaprasza brata, jego wnuczkę Anię i sąsiada Kargula do złożenia mu wizyty w Chicago. Cała trójka wyrusza w daleką podróż, ale na lotnisku przeżywa niemiłą niespodziankę – nikt na nich nie czeka! Kiedy w końcu przybysze z Polski docierają na miejsce, czeka ich jeszcze gorsze zaskoczenie, okazuje się bowiem, że John zmarł tuż przed ich przybyciem i trafili prawie na pogrzeb. To niejedyny cios, jaki spada na Pawlaka, gdyż z testamentu wynika jednoznacznie, że zmarły miał nieślubną córkę, którą trzeba odnaleźć.
 
Wysłanie w części trzeciej Kargula i Pawlaka za ocean okazało się posunięciem genialnym, ponieważ wniosło w filmową sagę powiew świeżości i skierowało akcję na nowe tory. A zderzenie konserwatywnej obyczajowo mentalności Polaków-zabużan z nowoczesnością Ameryki dało efekt szalenie komiczny, choć jednocześnie dla nas trochę zawstydzający. Wyraził to jednoznacznie sam Kargul, mówiąc przy jakiejś okazji o Pawlaku, że jego wstyd w świecie pokazywać. Brak obycia, uprzedzenia rasowe (Pawlak mało nie mdleje widząc czarnoskórego proboszcza), zagubienie w świecie nowoczesnej techniki, fanatyczne przywiązanie do tradycji, prowincjonalność – to mogło faktycznie żenować. Z drugiej strony dostaje się i Ameryce, fascynującej, ale i niewolnej od wad (strzelanina na ulicach) i różnych niepojętych dziwactw (nagrobki dla psów, jeżdżenie kosiarką po nieboszczykach). Satyra jest zatem skierowana w obydwie strony, ale z całej opowieści wynika duma z naszej swojskiej polskości oraz duma z tych, którym się w tej Ameryce udało.
 
Podobnie jak poprzednie filmy trylogii „Kochaj albo rzuć” zostało docenione przez krytykę i na FPFF w Gdańsku doczekało się nawet Nagrody Głównej Jury. A Sylwester Chęciński otrzymał od miesięcznika „Film” Złotą Kamerę w kategorii najlepszy film o tematyce współczesnej.


Źródło: https://kinoplay.pl









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz